Przejdź do głównej zawartości

Ostatnie pytanie

Mój znajomy, wiele ode mnie młodszy, rocznik 1980, ale świetnie zorientowany w muzyce rockowej i jej historii, ostatnio przyznał mi się, że nigdy nie słuchał Arthura Browna. Stało się to wtedy, gdy zobaczył u mnie, leżącą obok odtwarzacza, płytę  tego brytyjskiego wokalisty. A konkretnie: The Crazy World Of Arthur Brown, gdzie muzyk zabłysnął  swą demoniczną wersją soulowo podbarwionej  rockowej psychodelii.
Znajomy nie znał, no to puściłem  mu singlowy Fire z wspomnianego - pierwszego i najlepszego - albumu Browna sprzed czterdziestu kilku lat. Posłuchał i był pod wrażeniem. Na mnie ten utwór działa nadal tak jak za pierwszym razem, gdy go usłyszałem – na bieżąco, w 68 roku. No, może z przesunięciem z „niesamowite-czadowe” na „kapitalne”... I cały debiutancki longplay Arthura Browna ciągle należy do moich ulubionych, są tam też takie świetne numery jak Come And Buy, Time/Confusion czy przeróbka standardu I Put A Spell On You.    
Gdy w październiku 2003 roku po raz ostatni byłem u Czesława Niemena, zapytałem go o Arthura Browna. Ale po kolei...
Ta wizyta odbiegała od moich dziennikarsko-redaktorskich kontaktów z Niemenem, choć wcześniej wielokrotnie bywałem w jego malowniczym domku przy jednej z uliczek starego warszawskiego Żoliborza. Odwiedziłem go razem z córką, w trakcie rodzinnego spaceru.  A pan Czesław (mimo wieloletniej znajomości pozostaliśmy na „pan”, co wydawało mi się naturalne przy szacunku, który do niego odczuwałem) zaprosił mnie wtedy do siebie, gdyż osobiście chciał mi dać box, Niemen od początku II ze swoimi albumami z lat 1972-79. Box, z którego był bardzo dumny. Sam te płyty w domu pracowicie zremasterował, a większość z nich wtedy po raz pierwszy ukazała się na CD.
Siedzieliśmy w kuchni przy herbacie, przygotowanej przez jego żonę i muzę, Panią Małgorzatę, która również uczestniczyła w rozmowie. On sam był w dobrym nastroju, śmiał się, częstował orzechami z talerzyka. Ubrany był „po domowemu”, na głowie miał wełnianą czapeczkę (pierwszy raz go widziałem w czymś takim) i wyglądał  na tyle dobrze, że trudno było uwierzyć w bardzo niepokojące informacjom na temat stanu jego zdrowia, krążące od jakiegoś czasu w branży estradowej. Przy kuchennym stole gawędziliśmy o diecie wegetariańskiej, której był zwolennikiem, ale też o muzyce. A ja w takich przyjemnych okolicznościach postanowiłem zadać pytanie, którego – ani w żadnym wywiadzie, ani w czasie naszych, w miarę częstych, rozmów telefonicznych – jakoś dotąd nie zadałem. Ponieważ Arthur Brown objawił się światu u schyłku lat 60.  jako ogromnie ekspresyjny wokalista, podejrzewałem, że Czesław Niemen powinien  tego artystę jakoś dostrzec. I rzeczywiście, usłyszawszy pytanie o Browna, odpowiedział, że w tamtych czasach zwrócił na niego uwagę -  spodobał mu się jako wykonawca. Niemen dodał, że nawet był na jego koncercie - w początku 1968 roku, podczas targów muzycznych MIDEM w Cannes (tu pozwolę sobie wtrącić: mnie, niestety, z „przyczyn obiektywnych” nie udało się być na choćby jednym z nie tak dawnych koncertów Arthura Browna w naszym kraju…). Poznałem też wtedy krytyczną opinię Niemena na temat współczesnego R&B. Jak już napisałem, nie byłem umówiony na wywiad, ale… żałowałem, że nie mam ze sobą magnetofonu.
Takie niezobowiązujące, ciekawe rozmowy  z niezwykłym Artystą (i autorem stałej rubryki we współredagowanym przeze mnie „Tylko/TerazRocku”) zdarzały mi się i wcześniej, w innych okolicznościach. O jednej z nich przypomina mi moje zdjęcie z Niemenem, które dostałem od zaprzyjaźnionego fotoreportera. Jesienią 1995 roku Pan Czesław zaprosił mnie na wystawę prac graficznych - własnych  i swojej żony, w galerii Magic Media, w centrum Warszawy, przy ulicy Noakowskiego. Darek Kawka sfotografował nas podczas rozmowy, której tematem najpierw oczywiście były komputerowe obrazy Niemena, ale potem już muzyka: tłumacząca także rynkowy sukces naszego miesięcznika,  żywotność rocka i (a jakże !) ewidentna ponadczasowość niektórych rockowych dokonań. 

Oczywiście nie rozmawialiśmy wtedy jakoś długo, z bohaterem wieczoru chyba wszyscy obecni chcieli zamienić choć kilka słów... (Drobna errata. Niestety, pamięć ludzka bywa omylna. Było tak, jak to powyżej opisałem, było takie zdjęcie, była taka rozmowa. Lecz moje foto z Czesławem NIemenem, które wybrałem do publikacji, choć też autorstwa Darka, pochodzi z dorocznej imprezy "Tylko Rocka", z 1996). 
Wracając do Arthura Browna. Ktoś jeszcze nie słyszał Fire? Czas naprawić ten błąd… 

Komentarze

  1. To fantastyczne,że Pan znał tak wspaniałego artystę jak Niemen!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za przypomnienie, że wielki Artysta był także odbiorca muzyki. Pamiętam co nieco z wymiany zdań z Nim na temat Humble Pie i Van Morrisona. W UK oglądał na Wembley Pink Floyd, w USA Stonesów i Boba Segera. A na MIDEM'68 nie tylko był widzem- wystąpił z Akwarelami. Pan Waldorf mierzył długość oklasków - ponoć nasz Soulman był wtedy w czołówce występujących tego dnia. Pozdrawiam M-Z

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dodam, że rozmawiałem z Czesławem Niemenem o jego ulubionych nagraniach innych artystów - do mojej rubryki Przesłuchanie w „Tylko Rocku”. A rezultat ukazał się w numerze z lutego 2002 roku. Niemen między innymi powiedział wtedy, że na bieżąco „strasznie kręciła” go piosenka (I Can’t Get No) Satisfaction Stonesów, że na longplayu The Immortal Otis Redding – jak to ujął jest „kilka rzeczy nieprawdopodobnych – na przykład Amen”… Mówił też, że z albumów Jimiego Hendrixa szczególnie spodobał mu się Axis: Bold As Love, że ma w swoich zbiorach longplay In Rock Deep Purple i The Wall Pink Floyd. Nazywając Franka Zappę „najbardziej inteligentnym rockmanem świata”, chwalił jego płytę Apostrophe. Przyznawał się do tego, że przeżył fascynację Peterem Gabrielem i mówił, że do tej pory bardzo lubi So… Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  3. Instrumentalną wersją "Jumping Jack Flash" Akwarele otwierały występy w rzymskim klubie TYTAN. Niemen śpiewał tam kilka coverów muzyki soul, a wśród nich "What'd I say" i "Amen". W repertuarze miał też "Hey Jude", ale w aranżu zbliżonym do wersji W.Picketta oraz włoski przebój Mario Tessuto "Lisa dagli occhi blu". Nagrania z występu Czesław podarował swemu bratu stryjecznemu- Romualdowi Wydrzyckiemu, który przechował tę pamiątkę prawie nienaruszoną. "Prawie"- bo na "Hey Jude" w czasie jakiejś uroczystości rodzinnej dograno recytację wiersza przez córkę stoczniowego inżyniera (zmarł rok temu). Czytywałem dzienniki Pantheon (od jesieni 1991 do samego końca)i ubolewam, że nie ukazały się w formie książkowej. Z książki Natalii Niemen wynika, że spadkobierczyniom się nie śpieszy, wciąż wynajdują rzekome przeszkody. Można więc rzec: BYŁO- MINĘŁO. Pozdrawiam M-Z.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Wszystkie komentarze są moderowane.

Popularne posty z tego bloga

Nie będę psuł legendy. Rozmowa z Andrzejem Nowakiem.

  Jest naprawdę śliczny   – zapewnił mnie Andrzej Nowak podczas naszej rozmowy w końcu czerwca. A chodziło o jego najnowszego Harleya-Davidsona, model cywilny z 1942 roku, którego z pomocą teścia skompletował i który powiększył jego i tak już imponującą kolekcję motocykli tej legendarnej marki. Andrzej rozmawiał ze mną przez telefon siedząc obok Harleya w swoim warsztacie, wyjątkowo ważnej części jego – jak mawia - „posiadłości” pod Głubczycami, gdzie od lat mieszka z żoną, Justyną, pod ochroną swoich ukochanych pitbulli.

Ważne rzeczy warto mówić. Rozmowa z Robertem Szymańskim.

- Rozmawiamy tuż po tegorocznym festiwalu opolskim. Wzięło w nim udział zaskakująco wiele zespołów z kręgu rodzimego rocka, nawet nadal punkowo-uderzeniowy Proletaryat, dla którego zresztą, mimo blisko czterdziestoletniej działalności, był to pierwszy występ na tej długowiecznej imprezie. Sobotni koncert okazał się bardzo udanym przeglądem dokonań rockowych weteranów, którzy w latach 80. tworzyli u nas estradową czołówkę, ich przeboje świetnie zniosły próbę czasu. Tytuł z pierwszej strony „Super Expressu”: Legendy rocka porwały Opole nie miał w sobie ani trochę przesady.

Coś ze mnie

Przyznam, że niemile zdziwiło mnie, gdy jeden z autorów polskiego „Metal Hammera” zaczął publikować bloki swych recenzji płytowych pod nagłówkiem Przesłuchanie. Akurat tak się składa, że ów nagłówek do prasy wprowadziłem już w pierwszym numerze „Tylko Rocka”, w 1991 roku. I pod tym nagłówkiem ukazywały się przez przeszło dekadę istnienia tego pisma, jak też ukazują się od 2004 roku na łamach „ Teraz Rocka ”, rezultaty moich rozmów z krajowymi muzykami rockowymi (choć był i Ray Manzarek). Rozmów o ważnych dla nich nagraniach i płytach (dodam, że zasadniczo tu chodzi o te zrealizowane przez innych artystów).