Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2017

Na pewno się zgadza

To były takie czasy, że gdy naprawdę interesowałeś się rockiem – wielka była szansa, że także zainteresujesz się serio jazzem. To był przełom lat 60. i 70., oba gatunki miały coraz więcej   wspólnego ze sobą, pojawił się też łączący je nurt   jazzrockowy, inicjowany zarówno przez rockmanów, jak i przez jazzmanów (którzy ostatecznie wypracowali sobie gładszą i bardziej erudycyjną   konwencję „fusion”).

50 tysięcy

Pamiętam, jakie zdziwienie w rodzimej muzycznej branży wzbudził taki oto ruch firmy fonograficznej Polton. Debiutanckie płyty Closterkellera i Chłopców z Placu Broni wydała tylko na CD. To był rok 1990 i na całym świecie winyle od szeregu lat w odwrocie. Na świecie już w najlepsze trwała epoka nowego nośnika muzyki, srebrzystego dysku. Ale   u nas ten praktyczniejszy i świetnie brzmiący   fonograficzny wynalazek, gwarantujący za każdym razem tę samą jakość odtwarzania, wykluczający pojawianie się trzasków i szumów, przyjmował się opornie, był drogim luksusem. Fanom brakowało odtwarzaczy CD. W Polsce królowały kasety magnetofonowe, firmowe-legalne i, mające zdecydowaną przewagę na rynku, pirackie. I Polton najwyraźniej wychylił się trochę przedwcześnie, a przynajmniej tak można było sądzić…