Dziesięć dni
temu minęła okrągła, smutna rocznica. Dziesiąta rocznica śmierci Tadeusza
Nalepy. Nie pisałem o tej rocznicy 4 marca, bo pisanie o rocznicach odejścia
osób które znałem i ceniłem, jest dla mnie z każdym rokiem coraz bardziej
bolesne.
Dramat wynikający z tego, że nagle kogoś zaczyna brakować i ten ktoś nie będzie z nami już nigdy, zaczyna coraz mocniej splatać się z coraz wyrazistszą świadomością, że każdego z nas to czeka. Ech, za smutne to, żeby więcej o tym pisać…
Dramat wynikający z tego, że nagle kogoś zaczyna brakować i ten ktoś nie będzie z nami już nigdy, zaczyna coraz mocniej splatać się z coraz wyrazistszą świadomością, że każdego z nas to czeka. Ech, za smutne to, żeby więcej o tym pisać…
Cofnę się
więc do czasów, gdy Tadeusz, choć miał już poważne kłopoty ze zdrowiem, błyszczał
w swoim blues rocku. Wtedy to – w 1992 roku -
spotykałem się z nim co jakiś czas i nagrywaliśmy po kawałku wywiad,
który stal się główna częścią mojej książki „Breakout absolutnie”. Kiedyś, gdy rozmawialiśmy w jego kawalerce na
warszawskim Żoliborzu, przy okazji nagrałem jego wypowiedzi o ulubionych
płytach, które potem ukazały się na łamach „Tylko Rocka” w redagowanej przeze
mnie rubryce Przesłuchanie. Niektóre
opinie Tadeusza z tej rozmowy trafiły też do książki, większość jednak pozostała
w tylkorockowym numerze z lutego 1992. Nalepa wymienił – jako pierwszą ze swych
ulubionych płyt – fundamentalny dla blues rocka longplay mayallowskich
Bluesbreakers z Ericem Claptonem. Dodając, że od niego tak na dobre rozpoczął się mój kontakt z bluesem… Wymienił też dwie
pierwsze płyty Led Zeppelin, stwierdzając, ze Jimmy Page był niesamowity, jeżeli chodzi o gitarę, ale
też cała kapela była wspaniała. Następnie na jego liście albumów,
które wyjątkowo cenił, znalazły się dwa pierwsze longplaye Fleetwood Mac, z
uwagą, że Peter Green to był dla mnie
wzór na długie lata . Znalazła się też w jego zestawieniu nowsza płyta: Journeyman Erica Claptona, a i pojawiły się Trubadour
J.J. Cale’a i Midnight Believer czarnoskórego bluesowego klasyka B.B.Kinga. Doszedł także album, który, przyznam, był dla mnie
zaskoczeniem. Album wspaniały, „od zawsze”
należący do rockowego kanonu. Ale – biorąc pod uwagę styl muzyczny i zainteresowania Tadeusza, jakoś niezbyt mi
do niego pasujący. Otóż Nalepa wyjął ze swojego
boksu z winylami debiutancki
longplay King Crimson, In The Court Of
The Crimson King, i zaczął się nad
tym wydawnictwem rozpływać… Powiedział: Nastrój
tu jest wspaniały, Brzmieniowo to chyba kapela, która wszystkich kiedyś
załatwiła. Brzmieli chyba najlepiej, jak na tamte czasy, Strasznie mi się
podoba werbel na tej płycie. Te unisona
basu z werblem… Oni wypłynęli na takim dziwnym układzie: nikt się nie
spodziewał, że to może chwycić, a okazało się, że właśnie taka muzyka jest
ludziom potrzebna. I to jest jedna z płyt, których można słuchać na okrągło. To
jest mój drugi egzemplarz.
Też uważam, nie
będąc jakimś zagorzałym crimsonowym fanem, lecz ceniąc bardzo ten zespół, że
można słuchać na okrągło In The Court Of
The Crimsob King. Informuję również, że dziś dowiedziałem się od Grażyny Nalepy
(pozdrawiam gorąco!), że nadal
przechowuje ten egzemplarz winylowego
wydania pierwszej płyty King Crimson.
Ten drugi egzemplarz, który kiedyś sobie sprawił Tadeusz, bo pierwszy zasłuchał.
Do powyższego
załączam moje zdjęcie z Tadeuszem Nalepą z tych czasów, zrobione nie w jego
kawalerce, ale przy jego domku w podwarszawskim Józefowie. Podziękowania dla
autora, Jacka Sroki.
Dodam
jeszcze, że 31 marca, w Miejskim Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim o
godzinie 18., odbędzie się moje spotkanie autorskie, na które serdecznie
zapraszam.
Komentarze
Prześlij komentarz
Wszystkie komentarze są moderowane.