Przejdź do głównej zawartości

Nie sądziłem...

W drugiej połowie marca byłem na spotkaniu z Adamem Nergalem Darskim i Johnem Porterem, zorganizowanym  w warszawskim Studiu  U22. Spotkanie odbyło się w związku z polską premierą albumu Songs Of Love And Death, który obaj wspólnie przygotowali i nagrali pod szyldem Me And That Man. Tę udaną propozycję Nergala i Portera – odtworzoną  tego wieczoru dla osób mniej lub bardziej z „branży” na bardzo dobrej aparaturze w klubie przy Alejach Ujazdowskich - może też poznać i docenić rockowa Europa.
Jest  solidna promocja zagranicą, którą i ja miałem okazję zauważyć. W najnowszym numerze opiniotwórczego brytyjskiego miesięcznika „Classic Rock”, nie tylko na odwrocie tytułowej strony okładki znalazła się całostronicowa reklama brytyjskiego wydawcy płyty, ale też w newsowej części, jako jeden z tekstów pod wszystko mówiącym, pochlebnym nagłówkiem High Hopes,  ukazał się zajmujący całą stronę materiał o Me And That Man. A w nim chyba wszystko, co w takim miejscu pojawić się powinno o projekcie Nergala i Portera…  W marcowym „Teraz Rocku”, w wywiadzie Roberta Filipowskiego, Nergal dał się wciągnąć w rozmowę na temat Nicka Cave’a, którego klimaty najwyraźniej odcisnęły pewien ślad na Songs Of Love And Death, propozycji zdominowanej brzmieniami spod znaku surowego rocka i rockowych źródeł.  Także o wpływie Cave’a (jak i Johnny’ego Casha z okresu American Recordings) przeczytać można w komentarzu angielskiego autora, który zajął się Me And That Man na łamach „Classic Rock”. Muzyczny zwrot Nergala w taką stronę – jak podejrzewam – mimo tego, że przywiązanie do „mroku” pozostało, stanowi pewnego rodzaju szok, dla tych, którzy cenią go za to, co robi już tak długo (i odnosząc światowy sukces) ze swym blackened-deathmetalowym Behemothem. Ale tu dodałbym, że  już blisko dwie dekady temu, w 1999 roku, gdy przeprowadzałem z Nergalem wywiad do rubryki Przesłuchanie (wtedy jeszcze do „Tylko Rocka”), pomiędzy zachwytami nad nagraniami Danziga i Laibachu, wygłosił pochwałę Nicka Cave’a. Powiedział wtedy coś takiego: Wszystkie albumy Nicka Cave’a maja tę samą wspólną cechę… Są aż do bólu autentyczne. Prawdziwość muzyki, zaangażowanie artysty w swoje utwory – to wszystko emanuje z tych kawałków… Jak można nie ulec jego czarowi?  Czyli stara muzyczna miłość nie rdzewieje.
W trakcie tego środowego wieczoru w U22 Adam Nergal Darski i John Porter, przygrywając sobie na gitarach akustycznych, zaśpiewali kilka  utworów z albumu Songs Of Love And Death. Zabrzmiało to dobrze, przekonująco, a zgromadzeni domagali się bisu. I jako bis zabrzmiało… Refill, wielki hit z początku kariery Porter Bandu, z czasów, gdy John Porter uzbrojony w swoje autorskie piosenki, w kwartecie, który stworzył z wrocławskimi muzykami, błyszczał w czołówce odradzającego się w tym kraju rocka. Wtedy, na przełomie lat 70. i  80. byłem kilkakrotnie na koncertach Porter Bandu, ta grupa zawsze robiła świetne wrażenie w wersji live, a przy Refill (z tym porywającym refrenem) temperatura na widowni za każdym razem osiągała stan wrzenia… W marcu 2017 roku Refill, w wykonaniu duetu Porter-Nergal, też miało swój urok.
Przypomnę, że z członkami Porter Bandu rozmawiałem wiosną 1980 roku, a w rezultacie powstał informacyjny tekst o zespole, dla „Jazzu – Magazynu Muzycznego”, w którym wtedy pracowałem. Zacytowałem tam zwierzenie Portera, Walijczyka (choć z West Midlands), tak niespodziewanie zadomowionego – sercowa sprawa ! - w Polsce. W krainie, która  jeszcze wtedy była trudnym do życia, choć już trzeszczącym w szwach, PRL-em. Jak mi się wówczas zwierzył John Porter, wcześniej studiując w swoim kraju nauki polityczne zarazem muzykował, lecz… Nie sądziłem, że muzyka stanie się moim głównym zajęciem. Ale stała się i fani rocka z Polski mogą się z tego tylko cieszyć. I to już tyle lat, słuchając tylu już nagranych przez Johna płyt.
Pamiętam pewne zdarzenie, jakie miało miejsce przy okazji autoryzacji wspomnianego artykułu dla „Jazzu”. Porter i jego ówczesny menażer wpadli do mnie i gdy nasz brytyjski artysta (mający wtedy słabość do Talking Heads, lecz też chętnie kowerujący Stonesów) zobaczył moją półkę z płytami, zapragnął przekonać się, jaki był polski rock przed Maanamem (bo – przypomnę – od współpracy z Markiem Jackowskim i Korą zaczął się w 1977 roku jego kontakt z polską sceną rockową). Na chybił trafił wybrał kilka płyt. Puściłem mu z nich obszerne fragmenty i – jak mi powiedział - tylko jedna mu się spodobała: Ogień Miry Kubasińskiej i Breakoutu.

A jeśli chodzi o obecny gust muzyczny Johna Portera, jednego można dowiedzieć się przy okazji jego wywiadów, związanych z promocją Me And That Man. W ogóle nie lubi satanistycznego death metalu. Myślę, że to także jakiś przyczynek do charakterystyki tego intrygującego projektu z Nergalem.

Komentarze

  1. Bardzo ciekawa lektura. A skoro mowa o Maanamie, to mam nadzieję, że kiedyś na tym blogu napisze Pan także o swoich dawnych wywiadach z Markiem Jackowskim i Korą, m.in. tych przeprowadzonych podczas powstawania Pańskiej broszury o Maanamie, która ukazała się w połowie lat 80. Dziś to opracowanie można spotkać chyba tylko w antykwariatach, a jest tam co poczytać :).

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Wszystkie komentarze są moderowane.

Popularne posty z tego bloga

Będziemy siadać przy stole, a Marek znów zacznie malować. Rozmowa z Bożeną Ałaszewską.

Gdy rozmawiałem z Markiem Ałaszewskim dla „Teraz Rocka” po ukazaniu się jego albumu Laufer , w pewnym momencie powiedział mi ze śmiechem: Jak będę miał 90 lat, to nie wiem, czy dam jeszcze radę płytę nagrać. Postanowiłem więc nie za dwadzieścia jak możnaby się spodziewać, lecz za dwa lata nagrać następną… 70-letni wtedy Ałaszewski poinformował, że pisze też rzeczy na orkiestrę i chóry, i taka będzie jego następna płyta po ostro rockowym Laufrze … Niestety, nie powstała. Pozostał artystą wydającym co dwadzieścia lat longplay-wydarzenie. Pierwszym i najsłynniejszym jest Mrowisko . Longplay nagrany został dokładnie 50 lat temu, w marcu 1971 roku, a jego zawartość nadal przykuwa uwagę, świetnie się broni.

Nie będę psuł legendy. Rozmowa z Andrzejem Nowakiem.

  Jest naprawdę śliczny   – zapewnił mnie Andrzej Nowak podczas naszej rozmowy w końcu czerwca. A chodziło o jego najnowszego Harleya-Davidsona, model cywilny z 1942 roku, którego z pomocą teścia skompletował i który powiększył jego i tak już imponującą kolekcję motocykli tej legendarnej marki. Andrzej rozmawiał ze mną przez telefon siedząc obok Harleya w swoim warsztacie, wyjątkowo ważnej części jego – jak mawia - „posiadłości” pod Głubczycami, gdzie od lat mieszka z żoną, Justyną, pod ochroną swoich ukochanych pitbulli.

„Na cały świat”( o najlepszych płytach 2023 roku i nie tylko…). Rozmowa z Michałem Wilczyńskim

Początek roku to, jak wiadomo, świetna pora na podsumowania. Także na rozmowę o najciekawszych płytach minionego roku. Z oczywistych powodów będzie to rozmowa głównie o albumach rockowych, bo przede wszystkim rockiem zajmuję się na moim blogu. Na rozmówcę wybrałem - jak w zeszłym roku - Michała Wilczyńskiego, założyciela i szefa wytwórni GAD Records, która także w 2023 roku dorzuciła sporo ciekawego do oferty fonograficznej, dostępnej na naszym rynku.