Przejdź do głównej zawartości

Nie jestem zbyt zadowolony

Na  frontowej stronie okładki, na kolorowym zdjęciu, widać Czesława Niemena  stojącego na kamiennym nabrzeżu rzeki. Pewnie Sekwana. Pewnie Paryż. U Niemena elegancja i luz, jak na 1966 rok: fryzura już prawie beatlesowska, biała koszula, czarne spodnie, buty modnego wówczas fasonu,  ze spiczastymi czubami, A w ręku naszego muzyka – zdjęta marynarka, aby pozować można było swobodniej .
To koperta płyty – „czwórki”, którą we wspomnianym roku Niemen nagrał w Paryżu, dla wytwórni Disc AZ. Mogła być początkiem jego francuskiej kariery. O tym, że ma taką szansę, w dodatku w komponowanym przez siebie repertuarze, świadczyły nagrody, jakie zdobył na festiwalu w Rennes, w listopadzie 1965. Tym występem wzbudził zainteresowanie Luciena Morisse’a, dyrektora prywatnej stacji radiowej Europe 1 i szefa, niedużej, działającej od dwóch lat wytwórni płytowej Disc AZ. Z wspomnianą wytwórnią  podpisał trzyletni kontrakt. Jak wszystkim w miarę zorientowanym w dorobku naszego artysty zapewne wiadomo, wspomniana płytka  (nagrana z dobrą orkiestrą Michela Colombiera, zaaranżowana w konwencji nowoczesnej pop music tamtych czasów i świetnie eksponująca wokalny talent i oryginalność głosu Niemena) ma też wersję z polskojęzycznym śpiewem, utrwalonym tuż po wersji francuskojęzycznej, także w kwietniu 1966 roku. W rodzimym piśmie młodzieżowym „Radar” informowano wtedy, że polskie partie wokalne dograne zostały z myślą o polonijnej publiczności w USA (!), ale piosenki w tej postaci ostatecznie, za zgodą zagranicznej firmy, zostały dostarczone  do kraju przez wokalistę i wydane przez Polskie Nagrania, także w 1966 roku. To z tej epki pochodzi wielki przebój Czesława Niemena – Sen o Warszawie (we francuskiej wersji: Varsovie), to  tu znalazły się również Czy wiesz (Jamais), Hej, dziewczyno, hej (Hey la fille) i Być może i ty (Peut-etre).
Spójrzmy teraz na rewers koperty francuskiej płytki naszego piosenkarza (Niemen wtedy jeszcze był „tylko” świetnym piosenkarzem…). Zgodnie z ówczesną praktyką edytorską znalazły się tam nie tylko informacje dotyczące autorstwa zamieszczonych utworów, ale także reklamowe „zajawki” innych pozycji z oferty tego samego wydawcy. Mamy reprodukcje okładek epek Delizii, Los Brincos i Ilany Roviny. Przyznam,  że obu pań nie kojarzyłem, a o Los Brincos tylko wiedziałem, że to jakiś hiszpański zespół. Postanowiłem sprawdzić, dowiedzieć się więcej.



A  więc po kolei. Delizia. To  Delizia Adamo. Młodsza siostra włoskiego piosenkarza z Belgii, Salvatore Adamo, który w już w połowie lat 60. cieszył się światową sławą (w grudniu 1965 Niemen występował obok niego i brytyjskich The Kinks w programie Music Hall de France, w jednym z paryskich teatrów). Delizia stanęła do estradowej konkurencji  w wieku zaledwie 14 lat, w 1966 roku,  śpiewając piosenki napisane przez słynnego brata. W następnym roku  odpuściła sobie, od połowy następnej dekady, przez blisko 10 lat próbowała ze zmiennym szczęściem zaistnieć w piosenkarskiej konkurencji, ponownie z autorską pomocą brata, ale też Michela Legranda i Charlesa Aznavoura. W piosenkach z  epki reklamowanej na odwrocie płytki Niemena  sprawuje się niczym „cudowne dziecko” czy może raczej - wzorcowa jak na tamte czasy „młodzieżowa wokalistka”. Naprawdę dobrze śpiewa, a jej repertuar to taka zgrabna, żwawa pop music dla nastolatków (Prends le chien). Bywa też po prostu lirycznie i dziewczęco (Monsieur le professeur).
Następna polecana nabywcom epki Niemena płyta –  to „czwórka” Los Brincos.  Zespół założony w 1964 roku w Madrycie,  do którego przylgnęło określenie „hiszpańscy Beatlesi”. Bowiem w ciągu czterech pierwszych lat działalności odnieśli w swoim kraju wielki sukces, a i byli w jakimś stopniu pod wpływem  słynnej ekipy z Liverpoolu. Nagrywali swoje piosenki również w innych językach, myśląc o europejskiej karierze, i nawet nawiązali  współpracę z producentem The Kinks i The Troggs, Larry’m Page’em. A dotrwali – psychodelizując, zgodnie z duchem czasu - do 1970 roku. Zajawka płyty Los Brincos na rewersie koperty Niemena przypomina, że nagrywali także francuskojęzyczne wersje własnego repertuaru. Przekonująco  pokazali się tu od strony podpartego rockowo-gitarowym brzmieniem, dynamicznego grupowego śpiewu  (Encore faudrait-il), jak i od strony balladowo-nastrojowej, ze smyczkami (La pluie tombait).
Wreszcie trzecia - reklamowana na odwrocie płytki Niemena - epka: nagrała ją Ilana Rovina. Piosenkarka z Izraela, zresztą znana polskiej publiczności (w 1963 roku wzięła udział w festiwalu sopockim), także aktorka (dostała rolę w pokazanej w 1961 roku na festiwalu filmowym w Cannes fabule  I Like Mike). Śpiewała zawodowo do połowy lat 70. Dobry głos, bardzo kompetentne wykonawstwo,  zupełny brak problemów z barierą językową. W nagraniach ze swojej „czwórki” świetnie czuje się w konwencji typowej dla „zwykłej” francuskiej estrady (Est-ce que tu sais?), jak i w piosence o bardziej nowoczesnej, bardziej beatowej aranżacji (C’est si dur d’oublier).
Tyle o ofercie Disc AZ z rewersu koperty płyty Czesława Niemena…
W takim towarzystwie Niemen  wystartował jako artysta tego francuskiego wydawcy. W towarzystwie międzynarodowym i naprawdę  utalentowanym. I dlatego – jak sądzę - mógł spodziewać się sporo, podpisując kontrakt nagraniowy z Disc AZ (a tak na marginesie: jak mi kiedyś opowiadał,  nie wystarczyły sukcesy z Rennes, jeszcze musiał zaśpiewać swoje utwory…  w gabinecie dyrektora tej firmy!). Jednak jego udane, dobrze brzmiące piosenki nie doczekały się odpowiedniej promocji, bo – jak też sam kiedyś wspominał – wytwórnia skupiła się na francuskim kandydacie na młodzieżową gwiazdę, który… wielką gwiazdą wkrótce został. Chodzi o  Michela Polnareffa, którego pierwszą „czwórkę” firma Disc AZ również wydała w 1966 roku (zresztą Delizia, Los Brincos i Rovina mimo zdecydowanie większej od Niemena popularności na francuskim gruncie też jakiejś kariery w barwach Disc AZ nie zrobili). Polnareff był po prostu „swój”, na miejscu, nie zza Żelaznej Kurtyny, a skomponowana przez długowłosego Francuza piosenka La poupee qui fait non z jego płytki, opublikowanej przez wspomnianą wytwórnię, stała się natychmiast wielkim hitem tamtejszego rynku (sprzedało się 200 tysięcy egzemplarzy epki). Bowiem  La poupee qui fait non okazało się nad Sekwaną czymś idealnie na czasie. Ten melodyjny i rytmiczny kawałek, doskonale łączył piosenkę francuską z klimatem ówczesnej, podbijającej świat, brytyjskiej muzyki młodzieżowej. A tak na marginesie: podobno na gitarze zagrał tu jako sessionman Jimmy Page, jeszcze nie muzyk The Yarbirds, ale… jeśli naprawdę do tego doszło, to też daje do myślenia!
Czesław Niemen w liście opublikowanym w czerwcu 1966 roku na łamach „Radaru”  na gorąco oceniał własną francuską epkę ze swojej - już wtedy perfekcjonistycznej - perspektywy: Nie jestem zbyt zadowolony, choć wypadła doskonale technicznie. I dodawał: Dla mnie najważniejsze, że mogę posłać taśmę do zrobienia tej płyty w Polsce
Mimo wszystko ta płytka Niemena z Varsovie  warta jest zapamiętania jako coś więcej niż tylko fonograficzna ciekawostka (i okazja do powstania polskojęzycznej  „czwórki”, z pierwszym dużym radiowym hitem Niemena, Sen o Warszawie).

To był bezdyskusyjny sukces, choć we Francji  sprzedało się – ponoć - ledwie kilkaset egzemplarzy. Choć nie było tam następnych nagrań artysty... Jako pierwszy ze śpiewających solistów rodzimych grup bigbeatowych Czesław Niemen miał własną, solową płytę, nagraną i wydaną na Zachodzie. Prawdę mówiąc, trudno już dziś sobie wyobrazić, jak wiele to znaczyło w czasach tak klaustrofobicznego i zgrzebnego, gomułkowskiego PRL-u. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Będziemy siadać przy stole, a Marek znów zacznie malować. Rozmowa z Bożeną Ałaszewską.

Gdy rozmawiałem z Markiem Ałaszewskim dla „Teraz Rocka” po ukazaniu się jego albumu Laufer , w pewnym momencie powiedział mi ze śmiechem: Jak będę miał 90 lat, to nie wiem, czy dam jeszcze radę płytę nagrać. Postanowiłem więc nie za dwadzieścia jak możnaby się spodziewać, lecz za dwa lata nagrać następną… 70-letni wtedy Ałaszewski poinformował, że pisze też rzeczy na orkiestrę i chóry, i taka będzie jego następna płyta po ostro rockowym Laufrze … Niestety, nie powstała. Pozostał artystą wydającym co dwadzieścia lat longplay-wydarzenie. Pierwszym i najsłynniejszym jest Mrowisko . Longplay nagrany został dokładnie 50 lat temu, w marcu 1971 roku, a jego zawartość nadal przykuwa uwagę, świetnie się broni.

Nie będę psuł legendy. Rozmowa z Andrzejem Nowakiem.

  Jest naprawdę śliczny   – zapewnił mnie Andrzej Nowak podczas naszej rozmowy w końcu czerwca. A chodziło o jego najnowszego Harleya-Davidsona, model cywilny z 1942 roku, którego z pomocą teścia skompletował i który powiększył jego i tak już imponującą kolekcję motocykli tej legendarnej marki. Andrzej rozmawiał ze mną przez telefon siedząc obok Harleya w swoim warsztacie, wyjątkowo ważnej części jego – jak mawia - „posiadłości” pod Głubczycami, gdzie od lat mieszka z żoną, Justyną, pod ochroną swoich ukochanych pitbulli.

„Na zdrowie” wypiją wszyscy. Rozmowa z Wojciechem Wojdą.

Podobno osoby urodzone 28 grudnia dzięki gorliwości, wytrwałości i umiejętności koncentrowania się na swej pracy mogą liczyć na powodzenie.   Nie jestem jakimś zwolennikiem astrologii, ale skoro tak uważał Jan Starża Dzierżbicki prezes przedwojennego Polskiego Towarzystwa Astrologicznego, niekwestionowany autorytet… Ktoś, kto w czasach, gdy jeszcze nie było na świecie największych klasyków rocka, przypisał osobom urodzonym 8 grudnia jak Jim Morrison,   frontman The Doors, zdolności muzyczne i zbyt silne poczucie niezależności , osobom urodzonym 9 października   jak John Lennon – umysł czujny, ostry, oryginalny i bardzo aktywny , zaś tym, którzy przyszli na świat 19 stycznia jak Janis Joplin -   charakter niezależny, obdarzony wiarą w siebie, nieraz ekscentryczny… Mój rozmówca urodził się właśnie 28 grudnia i – jak sądzę – faktycznie może mówić o życiowym powodzeniu. Od przeszło   30 lat jako śpiewający frontman i współautor repertuaru z powodzeniem prowadzi zespół Farben   Lehre, mają