Przejdź do głównej zawartości

Nawet lepsi

Na okładce Steven Wilson, bo w środku numeru mamy obszerny wywiad z tym neoprogrockowym mistrzem, autorstwa naszego współpracownika, Jacka Nizinkiewicza. Na koniec rozmowy Wilson chwali polską publiczność. Mówi: Wciąż chcę tu wracać. Włochy i Polska to moje dwa ulubione przystanki na mapie świataSteven Wilson lubi też  Marillion, a muzycy tej grupy cenią jego gust i producenckie kompetencje – niedawne wznowienie deluxe Brave zawiera także ów album w jego miksie.
Już pozostanę przy Marillionie.

Wśród zamieszczonych w majowym numerze „Teraz Rocka” materiałów poświęconych zagranicznym rockmanom, znalazł się wywiad Michała Kirmucia z wokalistą  Marillionu, Steve’em Hogharthem, i z gitarzystą tej legendarnej progresywno-rockowej brytyjskiej formacji, Steve’em Rotherym. To kolejna na terazrockowych łamach rozmowa z tymi muzykami tej niezmiennie bardzo popularnej w naszym kraju grupy (czego wyjątkowo wymownym dowodem  jest lokalizacja kolejnego, tegorocznego Marillion Weekendu w Polsce). A gdy tak czytałem, co mają dziś do przekazania Hogarth i Rothery, przypomniało mi się moje z nimi spotkanie sprzed dwudziestu kilku lat. Był to pierwszy ich wywiad dla naszego pisma (wtedy nazywającego się ”Tylko Rock”). A miał miejsce podczas festiwalu sopockiego, w końcu sierpnia 1992 roku. Byłem wówczas w Sopocie, bo zaprosili mnie organizatorzy tej imprezy. Zaprosili, bo  uczestniczyłem w gremium, które owego roku przyznawało Bursztynowe Słowiki za całokształt artystycznej działalności – znalazłem się obok takich osób jak Franciszek Walicki czy Marek Gaszyński (i, oczywiście,  odebrałem to jako dowód branżowego uznania dla niedawno powstałego „Tylko Rocka”). Przypomnę: te Bursztynowe Słowiki sopockiego festiwalu za całość dokonań otrzymali wtedy Tadeusz Nalepa i Czesław Niemen. Dodam: o Nalepie zdążyłem już do tego czasu sporo napisać na naszych łamach, a Czesława Niemena przekonałem do prowadzenia w „Tylko Rocku” własnej rubryki, z felietonami i poezją.
Wrócę do Marillionu. Na estradzie Opery Leśnej zespół dał koncert wspomagając się playbackiem. Tak jak podczas tego samego festiwalu rok wcześniej. Polskim fanom grupy najwyraźniej nie przeszkadzało, o czym świadczyło to, co działo się – podczas przeprowadzonej także z playbackiem - próby. Zwolennicy Marillionu tłumnie stawili się pod estradą, wiwatowali, powiewali transparentami. A co śmielsi nawet wbiegali na estradę, aby sfotografować się ze Steve’em Hogarthem. Ten zaś uśmiechał się i… nie odmawiał. Z tego powodu  ta dziwna próba stawała się jeszcze dziwniejsza, a playback… na pewno mniej drażnił. Przedtem, gdy tylko muzycy pojawili się w Operze Leśnej, doszło do scen godnych Beatlemanii. Członkowie Marillionu rozdając autografy przeżyli najprawdziwsze oblężenie, a na dodatek do Hogartha dziewczęta zbiegły się z piskiem i właściwie można było się zdziwić, że nie porwały na strzępy jego wzorzystej koszuli. Natomiast dzień wcześniej, w domku niedaleko Opery Leśnej, odbyła się konferencja prasowa zespołu. Oczywiście na początku któryś z dziennikarzy zapytał o powody rozstania z poprzednim wokalistą,  charyzmatycznym Fishem, mimo, że od jego odejścia upłynęły już cztery lata. Muzycy brytyjskiej grupy beztrosko stwierdzili, iż nie pamiętają powodu rozstania i dopiero potem – poważniejąc - dorzucili, że po prostu nie chciał być dłużej z Marillionem. Do spotkania z mediami najwyraźniej podeszli z humorem i na luzie. bo z kolei zapytani, dlaczego znów pojawiają się na festiwalu sopockim, odpowiedzieli, że przyjechali odebrać zaległe pieniądze z zeszłego roku… Ale gdy następnego dnia rozmawiałem z Hogarthem i Rotherym, w kawiarni  pod sceną Opery Leśnej, na pytania odpowiadali serio i ciekawie (choć Hogarth nadal potrafił sobie zażartować: siedziałem przy stoliku z Rotherym, przeprowadzając wywiad, a wokalista przechodząc obok skomentował ze śmiechem: Talking heads…). Zaakceptowali też od razu mój pomysł, że zadam te same pytania każdemu z nich z osobna, a rezultat ukaże się razem w numerze „Tylko Rocka”. Współpracujący wtedy z naszym pismem fotografik Darek Majewski przy okazji moich wywiadów uwiecznił Hogartha i Rothery’ego stojących obok siebie, na jednym ze zdjęć - także z najnowszym, już wrześniowym, „Tylko Rockiem”. Zdjęcia te wraz z obu wywiadami znalazły się w listopadowym numerze (taki cykl produkcyjny miał wtedy nasz miesięcznik).


  Steve Hogarth i Steve Rothery z „Tylko Rockiem” uwiecznieni w listopadowym numerze „Tylko Rocka” z 1992 roku.

Jeśli chodzi o zawartość wywiadów, to najpierw odpowiedzieli na pytanie: jak sądzisz, dlaczego Marillion jest w Polsce tak popularny? Steve Hogarth podejrzewał, że wpływ miało to, iż do pierwszej wizyty Marillionu  doszło już w 1987 roku, gdy polska publiczność bardzo była spragniona grup rockowych z Zachodu (od siebie dodam, że zagrali kilka halowych koncertów w czerwcu wspomnianego roku, poprzedzonych pojawieniem się Fisha w radiowej Trójce). No i że słuchacze u nas – jak to ostrożnie ujął Hogarth -  z jakiegoś powodu lubią rock progresywny… Steve Rothery, już wtedy muzyk o najdłuższym stażu w zespole, racząc mnie swym specyficznym akcentem, zaczął od: Dobre pytanie! Sam chciałbym wiedzieć… - i też przypuszczał, że trasa Marillionu po Polsce w 1987 roku okazała się tu szczególnie istotna.  A zaraz potem stwierdził  rzeczowo, że warto byłoby wrócić do Polski i dać trochę normalnych koncertów, żeby zobaczyć, jak to jest z naszą popularnością. Obaj odpowiedzieli na wszystkie pytania z mojej listy, również na takie: co jest dla nich istotą stylu Marillionu (Hogarth: Jesteśmy uczciwym zespołem, Rothery: To naprawdę tworzenie muzyki, którą chce się tworzyć) i co mogą powiedzieć o swoim życiu prywatnym? (Hogarth: Właśnie przeniosłem się na wieś, musze mieć trochę spokoju, żeby nie zwariować, Rothery: Będę ojcem w połowie listopada, tak więc bardzo zmieni się moje życie). Oczywiście zapytałem także o te polskie playbackowe występy, mówiąc: lubię rock i dlatego nie lubię rocka z playbacku… I nie zdenerwowałem ich. Hogarth zapewnił mnie, że Marillion w ogóle nie lubi tego rodzaju występów i dodał: Ale trzeba się tym posłużyć, jeśli przylatuje się gdzieś na dwa dni i nie płacą ci na tyle dużo, abyś mógł wziąć ze sobą cały sprzęt. Zapewnił: Na żywo jesteśmy nawet lepsi niż na płytach. Z kolei Steve Rothery odpowiedział: Mieliśmy do wyboru: albo zaakceptować takie warunki, albo w ogóle nie przyjeżdżać. Gramy razem z playbackiem. Sprzęt, jaki tu mamy ze sobą, nie pozwoliłby nam zagrać na całego, nie moglibyśmy zagrać koncertu. A tak naprawdę jesteśmy koncertowym zespołem.
Marillion - w składzie z Hogarthem -  potwierdził to wspaniale w czasie następnych wizyt w naszym kraju.


Rozmawiam ze Steve’em  Rotherym na zapleczu Opery Leśnej. Może akurat pytam go, jaki będzie następny album Marillionu – czy można spodziewać się jakichś niespodzianek? Bo i takie pytanie miałem na mojej liście. Zdjęcie autorstwa Darka Majewskiego.       

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nie będę psuł legendy. Rozmowa z Andrzejem Nowakiem.

  Jest naprawdę śliczny   – zapewnił mnie Andrzej Nowak podczas naszej rozmowy w końcu czerwca. A chodziło o jego najnowszego Harleya-Davidsona, model cywilny z 1942 roku, którego z pomocą teścia skompletował i który powiększył jego i tak już imponującą kolekcję motocykli tej legendarnej marki. Andrzej rozmawiał ze mną przez telefon siedząc obok Harleya w swoim warsztacie, wyjątkowo ważnej części jego – jak mawia - „posiadłości” pod Głubczycami, gdzie od lat mieszka z żoną, Justyną, pod ochroną swoich ukochanych pitbulli.

Ważne rzeczy warto mówić. Rozmowa z Robertem Szymańskim.

- Rozmawiamy tuż po tegorocznym festiwalu opolskim. Wzięło w nim udział zaskakująco wiele zespołów z kręgu rodzimego rocka, nawet nadal punkowo-uderzeniowy Proletaryat, dla którego zresztą, mimo blisko czterdziestoletniej działalności, był to pierwszy występ na tej długowiecznej imprezie. Sobotni koncert okazał się bardzo udanym przeglądem dokonań rockowych weteranów, którzy w latach 80. tworzyli u nas estradową czołówkę, ich przeboje świetnie zniosły próbę czasu. Tytuł z pierwszej strony „Super Expressu”: Legendy rocka porwały Opole nie miał w sobie ani trochę przesady.

Coś ze mnie

Przyznam, że niemile zdziwiło mnie, gdy jeden z autorów polskiego „Metal Hammera” zaczął publikować bloki swych recenzji płytowych pod nagłówkiem Przesłuchanie. Akurat tak się składa, że ów nagłówek do prasy wprowadziłem już w pierwszym numerze „Tylko Rocka”, w 1991 roku. I pod tym nagłówkiem ukazywały się przez przeszło dekadę istnienia tego pisma, jak też ukazują się od 2004 roku na łamach „ Teraz Rocka ”, rezultaty moich rozmów z krajowymi muzykami rockowymi (choć był i Ray Manzarek). Rozmów o ważnych dla nich nagraniach i płytach (dodam, że zasadniczo tu chodzi o te zrealizowane przez innych artystów).