Przejdź do głównej zawartości

Boskie Buenos

Po raz pierwszy rozmawiałem z Korą w październiku 1978 roku, po świetnym, intrygującym koncercie Maanamu w galerii warszawskiego Teatru Studio. Wtedy jeszcze – koncercie akustycznym składu Jackowski-Kora-Porter. Ale już było krzyczane-szeptane Stoję, stoję, stoję… Kora już zaczynała być tą niesamowitą wokalistką, jej spółka autorska z Markiem Jackowskim już startowała… 
Z Korą  i Jackowskim spotkałem się następnego dnia w mieszkaniu na Saskiej Kępie. Od razu pojawiło się pokoleniowe porozumienie, zapewnili mnie, ze chcą grać dla takich jak my. Byli szczerzy i naturalni, choć i jakoś barwni. Przyznali, ze żyje im się ciężko, mają dwoje dzieci, a on tylko symboliczne dochody jako pracownik redakcji „Jazz Forum”. Kora z początku mówiła zadziornym tonem, lecz potem już sympatycznie zapytała, jakiej muzyki lubię słuchać (ona na przykład bardzo lubiła Doorsów, Lou Reeda i Boba Marleya). Biła od niej wielka energia. Jackowski z kolei robił wrażenie rozmedytowanego, jakby kogoś z trochę innego wymiaru, lecz też najwyraźniej miał nadzieję, że czeka ich estradowa kariera. Choć, jak mi się zwierzył,  był pewien, że PRL-owska telewizja nie odważy się pokazać Maanamu z jego punkującą muzyką, niekonwencjonalnymi tekstami Kory i w ogóle wyglądem mogącym wtedy drażnić niektórych (te ciemne okulary, ta specjalnie ponaddzierana podkoszulka Kory…).
Pracowałem wówczas „Jazzie”, który już równie dużo uwagi poświęcał rockowi, ale ostatecznie tylko ukazała się moja recenzja wspomnianego koncertu. Pochlebna, choć wynikało z niej, że i ja musiałem jeszcze dojrzeć do niektórych tekstów wokalistki.
Moje następne spotkanie z Korą i Markiem zaowocowało już dużym artykułem-wywiadem, opublikowanym w „Jazzie” jesienią 1980 roku. W pewnym momencie Kora pochwaliła się
w swoim prowokującym stylu, że pierwsza książkę napisała mając siedem lat i że pisanie tekstów piosenek przychodzi jej bez wysiłku...Rozmawialiśmy po występie „właściwej”, elektrycznej, pięcioosobowej inkarnacji grupy na festiwalu opolskim. Po występie, podczas którego swym Boskim Buenos ekipa Marka i Kory wstrząsnęła krajowym światkiem rozrywki. To była eksplozja rocka i nowoczesności, która zapoczątkowała imponujący artystyczny odlot Maanamu. Zespołu, który nagrał wiele świetnych płyt i już do końca swej działalności, przez blisko 30 lat, miał należeć do ścisłej czołówki rodzimej muzyki rockowej. Być jednym z jej najwspanialszych symboli. Stać się legendą. To była grupa z kapitalnymi kompozycjami Jackowskiego, dla którego rockowa stylistyka nie miała tajemnic, i ze słowami piosenek pisanymi przez Korę, prekursorkę rockowej poezji w tym kraju, poezji bardzo osobistej i często uniwersalnej. To był zespól mający też za atut charakterystyczny, duży głos Kory i jej samorodny, ale wszechstronny talent wokalny, połączony z interpretatorską swobodą, fantazją. No i jeszcze ta przekonująca ewolucja repertuaru: od swoistej new wave po szczególny pop rock i mainstreamowy rock. Zawsze oryginalny, zawsze po prostu Maanamowy. Także dzięki tekstom Kory.
Gdy w 1983 roku przygotowywałem książkową publikację o Maanamie dla Młodzieżowej Agencji Wydawniczej, miałem  okazję rozmawiać z Korą, także chwilami bardziej prywatnie. I na trasie koncertowej po Wielkopolsce, i w jej ówczesnym krakowskim mieszkaniu. Pamiętam, że w Krakowie na chwilę przerwały nam fanki, które przychodziły do Kory, żeby robić jej zakupy. Był to czas zupełnego szaleństwa na punkcie zespołu, Maanam inkasował zasłużoną popularność aż w nadmiarze…  W kolejnych latach Kora udzielała mi wielokrotnie wywiadów - odsyłam do „Tylko Rocka” i „Teraz Rocka”, zapewniam, że to, co mówiła, i po latach jest bardzo interesujące. Tak to bywa z nieprzeciętnymi, barwnymi osobowościami. Nawet kiedy gawędziłem z nią o jej solowym, popowym albumie Kora ola, ola! podzieliła się  zaskakującą dygresją na temat rocka: Podobają mi się takie zmiany jak w przypadku Metalliki. Kiedyś Metallica była dla mnie obskurnym metalowym zespołem, a teraz bardziej podoba mi się niż obecni Stonesi. A i jeszcze - z Kamilem Sipowiczem, swoim życiowym partnerem – przez szereg lat miała na lamach naszego pisma stalą rubrykę, w której publikowała swoje wiersze.
Gdy przeprowadzałem z nią ostatni mój wywiad, który w grudniu 2015 roku trafił do „Teraz Rocka”, wiodącym tematem był wydany wtedy retrospektywny album Maanamu, Miłość jest cudowna. W trakcie długiej rozmowy w pewnym momencie dodała na temat znaczenia tego zespołu: Twórczo pokazał naszą parę. W takim samym stopniu stworzył Marka, jak i mnie.
Podczas tego wywiadu zdarzyło się jej bodaj dwukrotnie  napomknąć o chorobie, która wyłączyła ją z uprawiania muzyki. Ale w autoryzacji to usunęła. Tej strasznej choroby, niestety, nie udało jej się pozbyć.
Zostały nagrania i wspomnienia. Chociaż tyle.




Moja publikacja o Maanamie, zamówiona przez Młodzieżową Agencję Wydawniczą do serii Idole. Umowa wymagała, bym napisał ten Maanam błyskawicznie, dostosowałem się i skończyłem w kwietniu 1983 roku, ale mimo skromnej objętości pozycja ukazała się dopiero dwa lata później (uzupełnienie, jakie udało mi się dorzucić w grudniu 1983, mogło więc robić dziwne wrażenie). Tak to bywało z drukowaniem w PRL-u.   




Komentarze

  1. Pamiętna książeczka ‘Maanam’ wydana przez MAW, z przeciętą Korą na okładce (projektant jakoś nie pomyślał, że okładkę zagina się w tym miejscu). Kupiłem ją bodajże w 1986, będąc na koloniach letnich, i już na drugi dzień wszystkie zdjęcia były obscenicznie porysowane flamastrem przez któregoś uprzejmego kolegę z pokoju… Kilka lat wcześniej, znacznie bardziej na czasie, w którymś czasopiśmie (nie mam tego pod ręką) ukazał się artykuł z fragmentami tej książki, a wydaje mi się, że niektóre z nich nawet do książki nie weszły.

    Ale ta publikacja oraz przytoczone tutaj wywiady to i tak nie całość Pańskiego wkładu dziennikarsko-kronikarskiego dotyczącego Maanamamu. W pamięci utkwił mi również duży wywiad z Markiem Jackowskim dla Magazynu Muzycznego, już po zawieszeniu działalności zespołu w 1986, gdzie wspólnie skomentowaliście między innymi ostatnie lata aktywności Maanamu za granicą, płytę ‘Mental Cut’, sytuację rocka w kraju i za granicą, jego współpracę z Korą.

    To jeszcze nie był ten czas, kiedy legendarny status artysty automatycznie powoduje, że wierni dziennikarze przechodzą z pisania o muzyce na pisanie o własnych odczuciach wobec płyty czy zespołu. Dlatego chyba wspaniale by było… doczekać się jakiegoś zbioru Pańskich artykułów i wywiadów. Myślę o zbiorze dotyczącym Maanamu, ale domyślam się, że ktoś inny chciałby w związku z innym wykonawcą, trochę Pan w życiu napisał i porozmawiał. Jestem oczywiście realistą, na pewno ma Pan inne zajęcia i plany, a to wymagałoby jednak czasu i czyichś pieniędzy. Wydaje mi się po prostu, że takie zestawy publikacji wyjętych z przeszłości czyta się lepiej, mocniej niż te całościowe, przeidealizowane i przekombinowane monografie. A przecież nawet z nich żywiej zapamiętujemy właśnie urywki dawnych wypowiedzi i fragmenty atykułów, choćby były krytyczne czy karykaturalne w swoim braku dystansu.

    Dziękuję za piękny wpis i serdecznie pozdrawiam, choć od soboty bez radości,
    Witold Wachowski

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwszą przymiarką do wspomnianej publikacji była Pańska relacja z trasy Maanamu po Wielkopolsce zamieszczona w "Magazynie Muzycznym Jazz" ze stycznia 1983 r. Ja sam zaczytałem książeczkę na śmierć w połowie lat 80., gdy była moją podstawową lekturą podczas kilkudniowego pobytu w szpitalu. Szkoda, że od tamtego czasu nie ukazała się do dziś pełna biografia Maanamu, bo "Podwójna linia życia" to jednak przede wszystkim książka o Korze, chociaż siłą rzeczy i tam jest dużo o zespole, włącznie z dyskografią i tekstami.
    Trochę później w tej samej serii publikację o Lombardzie przygotował Wiesław Weiss, ale i ona ukazała się na tyle późno, że skład zespołu zdążył się już zdezaktualizować. Tak czy inaczej, obie pozycje to przykład pierwszorzędnej roboty dziennikarskiej - rzeczowo i obiektywnie, bez tabloidowej pogoni za sensacją, a zarazem ciekawie.

    Serdecznie pozdrawiam
    Grzegorz, stały czytelnik z Gdańska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój artykuł o Maanamie, zamieszczony w pierwszym numerze "Magazynu Muzycznego" ze stycznia-lutego 1983, rzeczywiście stał się swego rodzaju przymiarką do "Maanamu" dla MAW-u. Artykuł rozpoczynał się od wrażeń z trasy zespołu po Wielkopolsce, ale był to tylko jeden z wątków. Nie zabrakło też szeregu, nagranych przeze mnie, ciekawych wypowiedzi Kory i Marka Jackowskiego, które w większości - niestety nie trafiły następnie do wspomnianej MAW-owskiej publikacji. Bo objetość tekstu miałem dokładnie określoną przez wydawcę, a materiałów w nadmiarze. Przeprowadziłem kolejne wywiady z obojgiem, zaś ważnych tematów do poruszenia i skomentowania było wiele. Fenomen Maanamu był już wtedy w pełnym rozkwicie.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Gdzie mogę znaleźć czasopismo "Magazynu Muzycznego" od stycznia 1983 r.?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście są trudno dostępne. Sam poszukuję kilku numerów i od paru lat nie udało mi się na nie trafić w antykwariatach z czasopismami.

      Usuń

Prześlij komentarz

Wszystkie komentarze są moderowane.

Popularne posty z tego bloga

Będziemy siadać przy stole, a Marek znów zacznie malować. Rozmowa z Bożeną Ałaszewską.

Gdy rozmawiałem z Markiem Ałaszewskim dla „Teraz Rocka” po ukazaniu się jego albumu Laufer , w pewnym momencie powiedział mi ze śmiechem: Jak będę miał 90 lat, to nie wiem, czy dam jeszcze radę płytę nagrać. Postanowiłem więc nie za dwadzieścia jak możnaby się spodziewać, lecz za dwa lata nagrać następną… 70-letni wtedy Ałaszewski poinformował, że pisze też rzeczy na orkiestrę i chóry, i taka będzie jego następna płyta po ostro rockowym Laufrze … Niestety, nie powstała. Pozostał artystą wydającym co dwadzieścia lat longplay-wydarzenie. Pierwszym i najsłynniejszym jest Mrowisko . Longplay nagrany został dokładnie 50 lat temu, w marcu 1971 roku, a jego zawartość nadal przykuwa uwagę, świetnie się broni.

Nie będę psuł legendy. Rozmowa z Andrzejem Nowakiem.

  Jest naprawdę śliczny   – zapewnił mnie Andrzej Nowak podczas naszej rozmowy w końcu czerwca. A chodziło o jego najnowszego Harleya-Davidsona, model cywilny z 1942 roku, którego z pomocą teścia skompletował i który powiększył jego i tak już imponującą kolekcję motocykli tej legendarnej marki. Andrzej rozmawiał ze mną przez telefon siedząc obok Harleya w swoim warsztacie, wyjątkowo ważnej części jego – jak mawia - „posiadłości” pod Głubczycami, gdzie od lat mieszka z żoną, Justyną, pod ochroną swoich ukochanych pitbulli.

„Na zdrowie” wypiją wszyscy. Rozmowa z Wojciechem Wojdą.

Podobno osoby urodzone 28 grudnia dzięki gorliwości, wytrwałości i umiejętności koncentrowania się na swej pracy mogą liczyć na powodzenie.   Nie jestem jakimś zwolennikiem astrologii, ale skoro tak uważał Jan Starża Dzierżbicki prezes przedwojennego Polskiego Towarzystwa Astrologicznego, niekwestionowany autorytet… Ktoś, kto w czasach, gdy jeszcze nie było na świecie największych klasyków rocka, przypisał osobom urodzonym 8 grudnia jak Jim Morrison,   frontman The Doors, zdolności muzyczne i zbyt silne poczucie niezależności , osobom urodzonym 9 października   jak John Lennon – umysł czujny, ostry, oryginalny i bardzo aktywny , zaś tym, którzy przyszli na świat 19 stycznia jak Janis Joplin -   charakter niezależny, obdarzony wiarą w siebie, nieraz ekscentryczny… Mój rozmówca urodził się właśnie 28 grudnia i – jak sądzę – faktycznie może mówić o życiowym powodzeniu. Od przeszło   30 lat jako śpiewający frontman i współautor repertuaru z powodzeniem prowadzi zespół Farben   Lehre, mają