Ostatnio
spędziłem kilka dni u znajomych w Wiedniu – jak to zdarza mi się co roku. Od
razu przyznam się, że nadrobiłem pewną turystyczną zaległość i odwiedziłem
Therme Wien, kompleks basenów spod znaku
„spa” (każdemu polecam). Oczywiście zajrzałem też do wiedeńskich sklepów
płytowych (ciągle mam sentyment do takiego kontaktu z muzyczną ofertą, mimo
coraz bardziej internetowych czasów w tego rodzaju handlu). Ale już
antykwariaty muzyczne sobie odpuściłem, bo w czasie poprzednich wizyt nad
Dunajem przekonałem się, że nie mam tam co liczyć na jakieś fajne okazje.
Najwyraźniej nastawione są na specyficznego snoba lub słabo zorientowaną
klientelę.
Moje
tegoroczne wrażenia płytowe. W sklepach większych i mniejszych sieci handlowych
w centrum Wiednia winyli na półkach mniej więcej tyle samo co w minionym roku,
nowości wymieszane ze wznowieniami klasyki różnych gatunków w podobnej,
oczywistej proporcji. A jeśli chodzi o
kompakty: tak jak od kilku lat - jest gorzej niż w Berlinie, wybór dużo
mniejszy. Mniej też tytułów w promocji (ale nabyłem remasterowane wznowienia Tommy’ego The Who i Spooky Two Spooky Tooth, w polskich sklepach jakoś słabo dostępne).
Największy,
jaki znam w stolicy Austrii, płytowy dział Saturna, w domu towarowym Gerngross
przy Mariahilfer Strasse, wygląda po prostu smętnie: coś jakby pomnożony co
najwyżej przez dwa ten skromny płytowy zakątek warszawskiego Juniora.
Teraz
ciekawostka. Gdy we wspomnianym wiedeńskim sklepie oglądałem płyty, z głośników
leciała odtwarzana w całości płyta Me And That Man, Songs Of Love And Death. Nie brakowało też jej w ofercie na stojaku
- oczywiście „Nergal bez Behemotha, ale z Johnem Porterem” w wydaniu na Europę,
dokonanym przez Cooking Vinyl. Tyle czasu po premierze płyty, a jest grana w
takim miejscu? Na pewno drobne potwierdzenie, że ten świetnie brzmiący album dobrze
znosi upływ czasu. Pamiętam, że w kwietniu 2017 roku w Austrii płyta weszła,
niezbyt wysoko, do albumowego Top 75 i po tygodniu wypadła z zestawienia.
Jednak najwyraźniej nie przepadła.
Pozostając
przy polonikach. Swoje przegródki i kilkukompaktowy wybór z dyskografii w tym
coraz bardziej wybiórczym wiedeńskim Saturnie ciągle mają Behemoth i Vader. Nawet ci, którzy nie lubią
metalu powinni przyjąć to do wiadomości z pewną przyjemnością.
Wo wypad do Wiednia zaliczasz do udanych? :)
OdpowiedzUsuńJak najbardziej. Wiedeń bardzo lubię.
Usuń