1.POCIĄGA NAS
FORMA ORATORIUM
Pierwszy raz
rozmawiałem z Romualdem Lipko w październiku 1974 roku, po pierwszym koncercie
Budki Suflera w warszawskiej Stodole. Zespół zawitał tam w podstawowym składzie
poszerzonym o Marka Stefankiewicza, który grał na dziwnie brzmiącym,
podrasowanym pianinie (była to już Budka z zadziorną gitarą Andrzeja Ziółkowskiego
w całej krasie i jeszcze z bębnami Zbigniewa Zielińskiego). Budkę wspierały też
dwie „grupy przyjaciół”: żeński chórek i
sekcja instrumentów smyczkowych.
Poszedłem na ten koncert z kolegą, Markiem
Zalewskim, obaj byliśmy pod wrażeniem wczesnych radiowych przebojów zespołu,
szczególnie Snu o dolinie (ich przeróbki piosenki Billa Withersa, kapitalnie spolszczonej eskapistycznym tekstem Adama Sikorskiego). Również występ
Budki nam się spodobał, miał kopa i zarazem intrygował, z widowni nawet nagrałem
sobie fragment na mój magnetofon kasetowy. A jako że ja i kolega już
drukowaliśmy w „Jazzie” i poznaliśmy sympatyczną atmosferę tej redakcji, postanowiliśmy
kuć żelazo póki gorące i napisać coś dla miesięcznika redaktora Balceraka o tym
rockowym zjawisku z Lublina. Napisać bez zamówienia (nasze „wypracowanie” po
skrótach faktycznie zostało wydrukowane…). Dzięki naszym dziennikarskim dobrym
chęciom poznaliśmy opiekującego się Budką Suflera lubelskiego radiowca, Jerzego Janiszewskiego, a
on przyprowadził Romualda Lipkę, dając do zrozumienia, że to lider grupy. Przypomnieć
tu warto, iż w opisie nagranego kilka miesięcy później debiutanckiego longplaya Cień wielkiej góry Lipko figurował nie tylko jako
współkompozytor, z Krzysztofem Cugowskim, i aranżer wszystkich utworów, ale też
jako „kierownik muzyczny”. Z tym, że mając
wspomnianego Stefankiewicza przy boku, grał podczas tego warszawskiego koncertu
tylko na gitarze basowej. Przyznam, żałowałem z początku, iż przy naszym
stoliku nie pojawił się też Krzysztof Cugowski, którego ekspresyjny, ogromnie
charakterystyczny śpiew – i odpowiednio sugestywny estradowy wizerunek - był już
wtedy wielkim atutem Budki. Na szczęście okazało się, że Lipko doskonale
wywiązywał się z roli „wywiadowanego”. Z tupetem i szczegółowo mówił o
działalności zespołu i jego ówczesnych osiągnięciach, do których między innymi należał pierwszy koncert za granicą, w Debreczynie
na Węgrzech. Podał też muzyczne credo Budki Suflera, które zresztą świetnie zilustrował
tytułowy utwór debiutanckiego longplaya (gdy rozmawialiśmy Cień wielkiej góry miał już
swe wstępne, radiowe nagranie). Lipko powiedział: Lubimy
wszystko, co osadzone, potężne. Pociąga nas forma oratorium. Ale też niejako zasygnalizował swe poprockowe
skłonności, które miały ujawnić się w repertuarze dopiero za kilka lat: Planujemy nagranie 2-3 małych płyt
„dyskotekowych”. Inna sprawa, że mówiąc o — znanym też już z radiowej
anteny — banalniej chwytliwym Zdarzeniu,
stwierdził ironicznie, że to temat umpa-umpa zrobiony na beatowo…
2.
ZOSTAWIAŁEM „WOLNĄ CZĘŚĆ”
Gdy
rozmawiałem z nim wiosną 1981 roku, miał na swoim koncie kilka znamiennych nowych osiągnięć jako kompozytor i aranżer.
Po pierwsze: dwa longplaye Budki Suflera z nowym wokalistą, Romualdem Czystawem,
które zawierały wyłącznie jego kompozycje i
gwarantowały zespołowi odrębną pozycję na naszym rynku (niezłą, choć
nierówną, płytę Ona przyszła prosto z
chmur w tamtym okresie raz na łamach „Jazzu” nazwałem nawet najlepszą płytą
Budki, chcąc w trudnych dla krajowego rocka czasach w ten sposób bardziej
zainteresować słuchaczy tym repertuarem… ). Po drugie: dorzucił szereg udanych
kompozycji dla naszych piosenkarek. Od Nic
nie może wiecznie trwać dla Anny Jantar, z 1979 roku, po wspomnianą już
serię utworów dla Izabeli Trojanowskiej z roku następnego, które złożyły się na
ogromnie udany longplay Iza i
wyznaczyły nowe standardy dla rodzimej muzyki popowej (także dzięki tekstom
Andrzeja Mogielnickiego). Korzystając z okazji zapytałem również o twórczą
współpracę Lipki z Cugowskim, dzięki której powstały dwa pierwsze albumy Budki,
w tym, mający swe miejsce w czołówce polskiego rockowego kanonu, debiutancki, hardrockowo-progresywny Cień wielkiej góry... Większość tematów była mojego autorstwa, ale
zostawiałem zawsze dla Krzysztofa „wolną część” – odsłonił Lipko kulisy
działalności twórczego tandemu. Dodał również, że w tamtych czasach był pod
wrażeniem warsztatu Manfreda Manna i wczesnego King Crimson – tak wskazał na
źródło progrockowych klimatów w dorobku wczesnej Budki.
3. PORUSZYLI
KULĘ ZIEMSKĄ
Wśród moich
wywiadów z Romualdem Lipko opublikowanych w „Tylko Rocku” znalazł się również
zapis tego, co mi opowiedział o ważnych dla niego płytach innych rockowych
artystów (druk w grudniowym numerze z 1997 roku, w rubryce Przesłuchanie). Na
początku naszej rozmowy zwierzył się, że w muzyce rockowej lat 60 już sama
dłuższa, bardziej rozbudowana forma była dla niego czymś fascynującym. Potem
szczególnie przykuły jego uwagę nagrania Manfreda Manna, sprawiła to też, jak ujął, ta nowa
technologia – syntezatory. Longplay Solar
Fire Manfred Mann’s Earth Band (z 1973 roku) wyjątkowo mu się spodobał. A King
Crimson z kilku pierwszych płyt też bardzo zainteresował go, bo: zawsze cieszył mnie taki monumentalizm
muzyczny… Zaś gdy w swej opowieści przeszedł do albumów Pink Floyd, dowiedziałem się, że… „Dark Side Of The Moon” mieściło się w
konwencji mojego myślenia o muzyce, a nawet może ją przerastało. Natomiast „The Wall” - jak zaraz dodał - najbardziej mi przypasowało. Bo udało im
się tu połączyć wcześniejsze
doświadczenia z czymś… Może nawet użyłbym słów: trochę komercjalizmu? Pasowało to do jego zwierzenia: Nie jestem szperaczem płytowym… Uczestniczę
jakoś w tym wszystkim jako twórca, ale też jestem takim „zwykłym konsumentem”.
Tak jak inni ludzie konsumuję twory muzyczne dla szerokiej publiczności – może
tylko odrzucam te najmniej wartościowe. Dowiedziałem się też, że lubi sobie
popłakać ze wzruszenia i stąd ma słabość do artystów, którzy potrafią zrobić z
muzyki pewnego rodzaju misterium. I że ceni sobie twórców wspaniałych, pięknych
melodii (Bez względu na to, kim są — jeszcze
zaznaczył).
Nic więc
dziwnego, że miał w domu — jak mi opowiedział — wszystkie płyty Beatlesów, że
lubił piosenki Cata Stevensa i Eltona Johna. W trakcie tej rozmowy dla „Tylko
Rocka” przyznał też, że zawsze chętnie słucha Joe Cockera, co nie powinno
zaskakiwać u kogoś, kto sam na tyle lat związał się artystycznie z zupełnie
niepowtarzalnym wokalistą, o zbliżonym do Cockera guście. Ale i zwierzył się: Lubię wszystko Zeppelinów, bo nawet jeśli
grają z surowym, chudym brzmieniem to też mają w sobie coś , co mnie ujmuje,
czaruje… Ostrzegając z uśmiechem, że
może wydać mi się przewrotny, dorzucił jeszcze, iż jako piosenkę woli oczywiście Stairway To Heaven, lecz jako przykład
ich wybitnego kunsztu rockowego wskaże Whole
Lotta Love. Wspominał: Zbaraniałem,
gdy pierwszy raz usłyszałem… To brzmienie, to uderzenie. Poruszyli kulę
ziemską.
4. TAK MAŁO
CZASU
To była
ciekawa rozmowa o płytach i wybitnych muzykach, w czasie której Romuald Lipko pozwalał
też sobie na ciekawe osobiste dygresje. Swe nieprzeciętne zdolności muzyczne
skomentował skromnie: Uważam, że coś
zostało mi dane w jakimś przystępie łaskawości. A ja tylko z tego korzystam. Poinformował mnie, że wbrew pozorom nie jest jakimś
pasjonatem nowoczesnych instrumentów
klawiszowych. Przy okazji powiedział mi również o takim oto planie na daleką
przyszłość: Jeżeli dożyję, nagram swoją solową płytę z instrumentalnymi tematami,
które nie znalazły zastosowania w moich piosenkach. Niestety, już nie zdążył.
Zresztą akurat na początku tej rozmowy dla „Tylko Rocka” w 1997 roku,
stwierdził: Ubolewam nad tym, że w życiu
jest tak mało czasu.
Mogłem zacząć
ten tekst, pisany w związku z jego niedawnym odejściem, od tego jak wielką
stratę poniosła polska muzyka rockowa i w ogóle — rozrywkowa. Jak ogromny, świetny dorobek po sobie
pozostawił (i jak wiele płyt), jaki miał wyjątkowy talent muzyczno - aranżerski,
jak kapitalnym był melodykiem. Mogłem tak zacząć. Ale przecież to wszyscy wiemy.
I będziemy
pamiętać.
Jeśli liczyć "olimpijski" longplay Na brzegu światła (Budka nie zaliczała go do oficjalnej dyskografii, ale Pan uwzględnił ją w haśle poświęconym BS, opracowując przewodnik płytowy po polskim rocku w latach 90.), to zespół w składzie z Czystawem nagrał trzy albumy.
OdpowiedzUsuńGdy rozmawiałem z Romualdem Lipko wczesną wiosną 1981 roku, Budka Suflera miała na swoim koncie cztery longplaye, w tym dwa z Romualdem Czystawem ("Na brzegu światła", który zawsze należał do oficjalnej dyskografii zespołu, i "Ona przyszła prosto z chmur"). Trzecia duża płyta z Czystawem w roli wokalisty, "Za ostatni grosz" nagrywana była w lutym i maju 1981 roku, a na rynek trafiła dopiero w 1982 roku. Tak więc wszystko zgadza się w moim tekście. Pozdrawiam
UsuńW sumie racja, tylko że sami muzycy nigdy specjalnie nie cenili tej płyty, traktując ją jako marginalną fuchę na zlecenie. To jedyny album Budki, który do tej pory nie doczekał się osobnej wersji kompaktowej, a na oficjalnej stronie grupy w ogóle nie jest wymieniony w podstawowej dyskografii. Moim zdaniem niesłusznie, bo przynajmniej pod względem muzycznym to najbardziej udana część olimpijskiego projektu, gdyby tak jeszcze dopisać do niej adekwatne teksty...
UsuńPamiętam jeszcze, że gdy robił Pan wywiad z zespołem w 1993 r. tuż przed ukazaniem się albumu "Cisza", muzycy zwierzyli się, że mają w planach nagranie płyty ze standardami rhythm'n'bluesowymi. Ten pomysł ostatecznie nie doszedł do skutku, ale może byłoby inaczej, gdyby wspomniany album oraz "Noc" sprzedały się nieco lepiej. Pozdrawiam.
Ja nigdy nie słyszałem od Romualda Lipko, iż longplay "Na brzegu światła" zespół traktował jako "marginalną fuchę na zlecenie". Fakt, gdy rozmawiałem z nim w 1993 roku dla "Tylko Rocka" zdawał się nie pamiętać o tym albumie. Ale w 1981 roku odnosił się do wspomnianej płyty jak najbardziej serio, rozmawiając ze mną komentował następująco jej zawartość: "Chodziło mi o prostotę, o spokojne potraktowanie tematu". Zacytowałem te słowa Romualda Lipko w artykule o Budce Suflera, opublikowanym w maju 81 roku na łamach "Jazzu" (w następnym numerze pisma doszedł jeszcze tekst poświęcony jemu samemu, z cytatami z tej samej rozmowy). Przypomnę też, że dostrzegałem pewne zalety tej dziwacznej, okolicznościowej płyty pisząc o niej na bieżąco w "Jazzie" i po latach w mojej książce "Polski rock. Przewodnik płytowy". Longplay "Na drugim brzegu światła" nie doczekał się regularnego, z oryginalną okładką, wznowienia na CD, jednak dwie piosenki z niego trafiły na czwarty dysk Budkowej "Antologii 1974-99" (został też uwzględniony jako pełnoprawna pozycja w zamieszczonej tam dyskografii). Co więcej: wszystkie utwory z "Na brzegu światła", z zachowaniem oryginalnej kolejności z winylowej płyty, ukazały się na CD "Gest Kozakiewicza" wydanym w Budkowej serii "Leksykon 1974-2006". Pozdrawiam
UsuńA ja w troszkę innej sprawie. Zastanawia mnie autorstwo tekstów na albumie "Na brzegu światła" (oraz na pozostałych częściach Tryptyku Olimpijskiego). Wiele źródeł podaje, że Piotr Trojka to Bogdan Loebl, tymczasem on sam zapytany o to odpowiedział "znajdują się tam moje dwa, może trzy teksty. Pozostałe napisali dwaj inni dżentelmeni". Był to wywiad z 2011 r., a jeszcze w 2002 r. na jednym z forów pojawił się anonimowy wpis o treści "Piotr Trojka to tercet: Leszek A.Moczulski, Bogdan Loebl i Adam Sikorski (być
Usuńmoże wspomagany przez Mistrza Mogielnickiego)." Czy udało się Panu rozwiązać tę zagadkę?
Pozdrawiam
Paweł Janiak
Kilka lat temu Bogdan Loebl w książkowym wywiadzie-rzece "Słucham głosu serca" (przeprowadzonym przez Jarosława Sawica) wyjaśnił następująco całą sprawę. Powiedział, że na płytowy "tryptyk olimpijski" Budki-Breakoutu-Skaldów napisał 2 - 3 teksty i parę "naszkicował tematycznie", zaś autorem większości był Andrzej Zaniewski. Pozdrawiam
UsuńDziękuję za odpowiedź. Pytanie, kim jest ten trzeci, skoro w cytowanym przeze mnie wywiadzie Loebl mówi o "dwóch innych dżentelmenach" (https://kultura.onet.pl/muzyka/gatunki/rock/zerwane-polaczenie/vf30m6d). Chodzą słuchy, że to Stanisław Cejrowski (tak twierdzi np. Wikipedia), choć źródeł na to nie mam. Pozdrawiam Paweł Janiak
UsuńWszystko oczywiście się zgadza, niemniej Lipko chyba bardziej cenił tę płytę na bieżąco niż po latach, gdy kilkakrotnie dał do zrozumienia, że nie zalicza jej do swoich największych osiągnięć (np. "O sporcie można powiedzieć tysiące pięknych rzeczy, ale śpiewać o tym jest trochę cudacznie (...). Nie wstydzimy się tego, choć kiedyś powiedziałem, że ta płyta śmierdzi trampkiem, pozostając z całym szacunkiem dla sportu"). Kiedyś pewnie i ta pozycja doczeka się reedycji w oryginalnej postaci, ale kto wie, czy znowu nie będzie to winyl, skoro ten nośnik tak pięknie się odrodził w ostatnich latach :). Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNigdy nie za wiele starannych reedycji :)
UsuńKoncert Budki w Stodole - jesień 1974 r. Intrygujące muzyczne wspomnienie z okresu, w którym "wykuwał" się styl zespołu. Jaka mogła być lista wykonywanych wtedy utworów? Wyobrażam sobie, że mogły się na niej znaleźć: "Zdarzenie" (swoją drogą współkompozycja Lipki i Witolda Miszczaka, ówczesnego szefa redakcji muzycznej Radia Lublin), "Cień wielkiej góry", "Biały demon", "Sen o dolinie", może "Memu miastu na do widzenia", "Lubię ten stary obraz" czy "Bałagan na strychu". Bardzo ciekawe, co Pan dziś pamięta z tego występu? Czy po tylu latach zachowało się wykonane wtedy nagranie?
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o repertuar koncertu Budki Suflera w Stodole, w październiku 1974 roku: do dziś pamiętam, że wśród wykonanych utworów znalazły się "Sen o dolinie", "Cień wielkiej góry" i "Biały demon". Pamiętam też, że Krzysztof Cugowski wyglądał tego wieczoru niemal tak samo jak na zdjęciu na odwrocie koperty longplaya "Cień wielkiej góry", miał na sobie taką właśnie koszulę. Jeśli chodzi o moje prywatne, z sali, nagranie tego występu Budki: nie przechowywałem go długo. Jakość była niestety marna, wyszło mało selektywnie, bo mikrofon mojego reporterskiego kasetowca Philips był przeznaczony do nagrywania rozmów. I jeszcze coś. Wbrew temu, co Pan pisze, piosenka "Zdarzenie" na płytach Budki Suflera ("Antologia 1974 - 99" i "Underground") opisana jest jako kompozycja jedynie Romualda Lipko. Pozdrawiam
UsuńUzupełnienie powyższego. Właśnie rozmawiałem z Krzysztofem Cugowskim na temat repertuaru, jaki mogła wykonować Budka jesienią 74 w Stodole. Do trzech podanych w mojej odpowiedzi własnych utworów zespołu dorzucił "Zdarzenie" i "Memu miastu na do widzenia". Poza tym przypomniał, że w tamtych czasach grupa wykonywała sporo coverów anglosaskich rockowych hitów. Sądzi, że podczas wspomnianego warszawskiego koncertu musiały też być w repertuarze "I Am The Walrus" (zainspirowane wersją Spooky Tooth), "Feeling Alright" (zainspirowane wersją Joe Cockera) czy "All Right Now" Free.
UsuńSkoro mowa o Free, to z tamtego okresu pochodzi też wykonanie "Magic Ship" udokumentowane na albumie "Underground" - może zabrzmiało też w Stodole?
UsuńZgadzam się, na przywołanych przez Pana wydawnictwach Budki Suflera "Zdarzenie" opisane jest jako kompozycja Romualda Lipki. Jednak w bazie utworów ZAIKS-u jest to współkompozycja Lipki i Miszczaka. Dzięki serdeczne za doprecyzowanie kwestii repertuarowych. Pozdrawiam i dużo zdrowia życzę.
UsuńRównież życzę zdrowia w dzisiejszych trudnych czasach.
UsuńSzkoda,że Romek Lipki, nie kontynuował pracy, z Felkiem Andrzejczakiem, i szkoda,że nie została, nigdy wydana płyta, którą nagrał Felicjan,z Budka
OdpowiedzUsuńPozostając jeszcze w temacie dawnych Pana tekstów na temat Budki - kiedyś na łamach Magazynu Muzycznego (numer z lutego-marca 1984 ze zdjęciem muzyków w środku) zrecenzował Pan szczegółowo dotychczasową dyskografię grupy, z nową wersją "Snu o dolinie" włącznie. Z perspektywy czasu Pana ocena wydaje się dość surowa, ale też trudno nie zgodzić się z konstatacją, że sukces ówczesnych płyt z Trojanowską czy Urszulą nieco przyćmił nagrania właściwej Budki (choć tytułowy utwór z niewydanej jeszcze wtedy płyty "Czas czekania, czas olśnienia" można śmiało zaliczyć do największych pereł w dorobku zespołu). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWe wspomnianym artykule niektóre opinie wydają mi się dziś trochę za surowe :) Polecam dokonane z większego dystansu czasowego omówienia tych samych płyt Budki w mojej książce "Polski rock. Przewodnik płytowy".
Usuń