Przejdź do głównej zawartości

Będziemy siadać przy stole, a Marek znów zacznie malować. Rozmowa z Bożeną Ałaszewską.

Gdy rozmawiałem z Markiem Ałaszewskim dla „Teraz Rocka” po ukazaniu się jego albumu Laufer, w pewnym momencie powiedział mi ze śmiechem: Jak będę miał 90 lat, to nie wiem, czy dam jeszcze radę płytę nagrać. Postanowiłem więc nie za dwadzieścia jak możnaby się spodziewać, lecz za dwa lata nagrać następną… 70-letni wtedy Ałaszewski poinformował, że pisze też rzeczy na orkiestrę i chóry, i taka będzie jego następna płyta po ostro rockowym Laufrze… Niestety, nie powstała. Pozostał artystą wydającym co dwadzieścia lat longplay-wydarzenie. Pierwszym i najsłynniejszym jest Mrowisko. Longplay nagrany został dokładnie 50 lat temu, w marcu 1971 roku, a jego zawartość nadal przykuwa uwagę, świetnie się broni. Mrowisko  jedyny album najsłynniejszego wcielenia warszawskiego Klanu to zapis nieco skróconej muzyki do widowiska baletowego o tymże tytule, z udziałem ówczesnych tancerzy Teatru Wielkiego,  które stało się wydarzeniem artystycznym rodzimej estrady. To rodzaj suity i zarazem pierwszy polski rockowy concept album.  W nagraniach z Mrowiska muzycy Klanu, kwartet Ałaszewski-Poniatowski- Pawelski-Głuszkiewicz jawią się jako krajowi prekursorzy progresywnego rocka. Do tego dochodzi zabarwione kontestatorsko przesłanie, zawarte w pisanych szczególnym, poetyckim stylem tekstach Marka Skolarskiego, artystycznego współtwórcy grupy. Muzycy Klanu  chwilami bywali  zauroczeni amerykańskimi psychodelicznymi klasykami  Vanilla Fudge, ale potrafili zaznaczyć swą oryginalność w ówczesnym kontekście polskiego rocka, rzucić na szalę atut w postaci kompozytorskiego talentu Ałaszewskiego i jego oryginalnego głosu, dopracowanego grupowego wykonawstwa i udanych, urozmaiconych zespołowych aranżacji. Mrowisko od dawna należy do klasyki rodzimej muzyki rockowej, miało wiele wydań. Zaś Ałaszewski (na wszelki wypadek dodam: zresztą nie tylko muzyk, ale też aktywny artysta malarz) z kolejnymi reinkarnacjami Klanu kultywował swój twórczy styl, jak i na koncertach powracał do utworów z tego albumu.

Niestety, w 2016 roku  bardzo poważne kłopoty zdrowotne – udar - wyłączyły naszego weterana z aktywnego życia (i uprawiania muzyki), utrudniły komunikowanie się z otoczeniem.  Fani Klanu ciągle jednak nie tracą nadziei, że jeszcze zobaczą go na estradzie lub usłyszą ze studia nagraniowego.

W marcu rozmawiałem z żoną artysty, Bożeną Ałaszewską.

A podczas autoryzacji wywiadu Marek dorzucił coś od siebie, na ile pozwoliła mu obecna kondycja, zaś Pani Bożena zapisała to i dołączyła do tekstu.


Bożena i Marek w 1970 roku. Autorem zdjęcia jest Wojtek Wierzbicki, ich przyjaciel i fan Klanu

 

- Jak czuje się Marek?    

BOŻENA AŁASZEWSKA: Odkąd nastąpił pierwszy lockdown, wiosną 2020 roku, Marek nie ma regularnej rehabilitacji. To znaczy nie przychodzili do niego rehabilitanci, bo to było zabronione. I dlatego obecnie walczymy o to, aby odzyskał tę sprawność, którą już miał dzięki miesiącom ćwiczeń. I muszę powiedzieć, że poddaje się dzielnie tym wszystkim ćwiczeniom ruchowym, a jest to dla niego naprawdę ciężka praca, wyczerpująca. Oprócz takiej rehabilitacji, robię z nim ćwiczenia logopedyczne, aby mógł zacząć lepiej, sprawniej mówić.  Nasza córka bierze w tym udział, na przykład sięga po którąś z jego płyt i oboje śpiewają  razem z płytą. Chodzi też o to, aby Marek przypomniał sobie swoje teksty.  I rzeczywiście idzie mu coraz lepiej. Już pamięta prawie wszystkie teksty ze swoich albumów. Ale jest to taka ogromnie żmudna praca, w szczególnej atmosferze. Na pewno fatalne jest to, że w obecnych, pandemicznych warunkach nie możemy przyjmować gości. Bo zupełnie inaczej wyglądała rehabilitacja Marka, gdy przychodzili muzycy, nasi przyjaciele. Zawsze wtedy działo się coś ciekawego w domu, co tym bardziej mobilizowało Marka. Teraz właściwie ograniczamy się do członków rodziny, bo tylko jeden rehabilitant przychodzi.  Czasami syn próbuje w pewien sposób rozruszać Marka, grając na kontrabasie lub gitarze (wcześniej Marek Ałaszewski junior należał do składu zespołu Marek Ałaszewski i Klan – przyp. wk) . Albo razem słuchają muzyki. Ale to, niestety, nie jest tak, jak podczas wcześniejszej rehabilitacji. W tej chwili bardzo dużo zależy od nastroju Marka i jego samopoczucia danego dnia. Poza tym widać, że obecna pora roku źle działa na niego. Śpi więcej. Nie mamy więc już tyle czasu na te ćwiczenia z nim. Ja staram się puszczać mu z YouTube’a  różnego rodzaju koncerty, w tym także muzyki klasycznej. Rock, jazz, muzyka poważna, lecz też – muzyka relaksacyjna. Dodam, że Marek  bardzo chętnie słucha Grechuty. Mimo wszystko myślę, że nadchodzi już taki okres, że znów będziemy siadać przy stole, a Marek znów zacznie malować… Obecnie Marek tylko może poruszać  się z pomocą drugiej osoby, to jest taka walka o odzyskanie  sprawności, o powrót do sytuacji sprzed maja 2016 roku, gdy działał normalnie i koncertował (we wspomnianym miesiącu Ałaszewski przeszedł udar mózgu , co doprowadziło do niedowładu prawej strony ciała i kłopotów z mową – przyp. wk). Bo kilka lat temu,  było zupełnie inaczej - okazało się, że rehabilitacja czyni cuda. Zresztą nawet dla zdrowych osób ciągłe leżenie w łóżku, to stagnacja, która osłabia. Dlatego trzeba cały czas ruszać się i o to walczymy! Marek wszystko rozumie, mówienie prostych zdań nie jest dla niego kłopotem. Pokazuję mu zdjęcia z naszych wakacji, żeby mu jak najwięcej przypominać. Marek świetnie daje sobie radę z takim ćwiczeniem pamięci.

- Czy nadal próbuje grać terapeutycznie na jakimś instrumencie?

BOŻENA AŁASZEWSKA: Niestety, teraz nie. Tylko słucha muzyki. Ale chcemy, żeby syn przychodził częściej  i żeby próbowali razem grać. Jednak z powodu epidemii koronawirusa musieliśmy ograniczyć wizyty znajomych muzyków. Kontaktujemy się jedynie telefonicznie. Znajomi muzycy chcieliby nas odwiedzać, coś z Markiem porobić, lecz  – krótko mówiąc – na razie boimy się ze względu na ogólną sytuację. Zresztą sama już nie rozumiem, co dzieje się za oknami…

- Marek jako jedna z wyjątkowych  postaci z historii polskiego rocka ma wielu fanów, także wśród muzyków. Pamiętam, jak zawsze zachwycał się nim Lech Janerka, kiedyś,  gdy spotkali się w czasie jednej z imprez „Tylko Rocka”, wziął go nawet na ręce! W listopadzie 2016 roku w Stodole, odbył się koncert charytatywny  „Gramy dla Marka” , w którym uczestniczyło wielu czołowych artystów rockowych. Nie brak też wśród słuchaczy fanów którzy cały czas pamiętają o jego sytuacji, czemu choćby dają wyraz w mediach społecznościowych. Jak – pani zdaniem - mogliby jeszcze mu bardziej pomóc, bardziej podtrzymać na duchu?

BOZENA AŁASZEWSKA: Fani rzeczywiście piszą różne miłe rzeczy na facebooku, a ja je potem Markowi pokazuję. Fani mogą też przecież kupować płyty, na rynku jest coraz więcej tytułów  z nagraniami Marka.

- O ile dostęp do wydawnictw z archiwaliami Klanu, przygotowanych przez GAD Records, na przykład Senne wędrówki,  jest całkiem niezły, to kupienie Mrowiska na CD albo w bardzo dobrym stanie na winylu wymaga sporego wydatku i pewnego szczęścia.  A ostatnimi  czasy wznowione przepięknie na winylu złotego koloru Mrowisko przez Warnera-Polskie Nagrania właściwie od momentu ukazania było prawie nieuchwytne, z powodu ewidentnie zbyt niskiego nakładu.  Także  w ogóle niedostępny jest doskonały Laufer z 2012 roku, ostatnia, jak na razie płyta firmowana „Marek Ałaszewski i Klan”…

BOŻENA AŁASZEWSKA: Właśnie  zadzwonił do mnie szef GAD Records, Michał Wilczyński, powiedział, że wkrótce trafi na rynek ich następne wznowienie Mrowiska.

- Miałem przyjemność napisać tekst do bookletu Mrowiska, przypomnianego przez Metal Mind kilkanaście lat temu. To efektowne wydawnictwo, uzupełnione drugim dyskiem, debiutancką „czwórką” Klanu,  na portalach aukcyjnych osiąga ceny powyżej 150 złotych… To jeszcze jeden dowód na to, że muzyka Mrowiska z upływem lat zyskuje, co ja też zauważam jako słuchacz: odniesienia do ówczesnego rocka ze świata coraz bardziej tracą na znaczeniu, a to co indywidualne, oryginalne coraz bardziej się uwypukla…

BOŻENA AŁASZEWSKA: Są też fani-muzycy, którzy zaczynają grać utwory Marka, nagrywać i przysyłać na facebook. Drewniane ptaki zrobił ostatnio Paweł Fiodorczuk, fajnie to brzmi. Mam też informacje, że Jacek Kępka (gitarzysta Klanu od 2008 roku – przyp. wk) tworzy z młodymi muzykami zespół, który będzie wykonywał kompozycje Marka. Szkoda, że  redaktorzy muzyczni, którzy lubią Klan, nie puszczają częściej nagrań zespołu. Chciałabym, aby ta muzyka szerzej  zaistniała w świadomości młodego pokolenia. Nawet napisałam list do pana Kurskiego, żeby reaktywowali dla telewizji Mrowisko, a także Sen nocy letniej, musical, do sztuki Szekspira, w reżyserii Pankiewicza z 1973 roku, do którego też Marek skomponował muzykę. Musical ten był prezentowany  w latach 70. w warszawskim Teatrze Roma, i gdy przyjechali kontrahenci z Berlina Wschodniego, z ówczesnego NRD,  było to jedyne przestawienie z pokazanych im, które zakupili.  I przez cztery lata było u nich grane. 

- Niestety, nie ma płytowej dokumentacji  tego spektaklu jak w przypadku Mrowiska

BOŻENA AŁASZEWSKA: W tamtych czasach jako tłumacz często jeździłam do Berlina Zachodniego, przy okazji zorganizowałam tam Markowi wystawę jego malarstwa na Ku’dammie, w bardzo dobrej galerii. Rozmawiałam też z dyrektorem tamtejszego teatru muzycznego i był zainteresowany spektaklem granym po drugiej stronie berlińskiego muru… Tym bardziej, że aranżację zrobił Jan Jarczyk, świetny krakowski  jazzman. Znałam go dobrze, jak i innych tamtejszych muzyków jazzowych. Dopiero w 70 roku przeprowadziłam się z Krakowa do Warszawy, a wcześniej pomagałam im w tłumaczeniu kontraktów z niemieckimi agencjami.

- Jak pani poznała Marka?

BOŻENA AŁASZEWSKA: Proszę sobie wyobrazić, że dzięki Józkowi Skrzekowi! Byłam jako tłumacz w 68 roku z grupą niemiecką na Mazurach i akurat tam przyjechał Skrzek z zespołem. Zaprzyjaźniliśmy się podczas wieczornych ognisk i któregoś dnia powiedział, że Pesymiści grają jutro w sąsiednim ośrodku wczasowym… I poszliśmy, a w Pesymistach grał wtedy na gitarze i śpiewał Marek. Józek podszedł do Marka, zaprosił go do naszego ośrodka. Grupa, w której występował wtedy Skrzek miała niesamowity sprzęt jak na ówczesne polskie warunki, bo niektórzy muzycy poprzez rodziny mieli kontakty z RFN… Marek był pod wrażeniem. Zamierzał odejść z Pesymistów i z Andrzejem Poniatowskim chciał założyć własny zespół. Nawet  był pomysł, żeby uczestniczył w tym Skrzek, jednak on pograł w warszawskim klubie Medyk, gdzie powstawał Klan,  i trafił do Breakoutu... A ja i Marek po tych wakacjach dzwoniliśmy do siebie. Potem przeniosłam się do Warszawy. Ślub wzięliśmy w czerwcu 1971 roku.

- Kiedy pierwszy raz usłyszała pani Klan na koncercie?

BOŻENA AŁASZEWSKA: W Medyku, latem 1969 roku. Dokładnie pamiętam, że w lipcu – dzień wcześniej wszyscy oglądali pierwsze lądowanie Amerykanów na Księżycu. 

- A kiedy usłyszała i zobaczyła pani Mrowisko?

BOZENA AŁASZEWSKA: W 70 roku, w Sali Kongresowej. Marek był taki rozkojarzony,  że dał mi bilet na koncert wieczorny , a powiedział, że to na ranny. Były tłumy przed salą, oczywiście – jak to wtedy - kordon milicji, weszłam wejściem dla wykonawców, od podwórka. Było dużo kolegów-muzyków z Krakowa, którzy błagali, żebym ich wprowadziła. A tu okazało się, że nawet mnie nie chcą wpuścić, bo mam bilet na wieczorny spektakl! Ale skończyło się tak, że byłam na obu (śmiech).

- Pani wrażenia. Co dziś pani pamięta z tego Mrowiska w Kongresowej?

BOŻENA  ALASZEWSKA:  Zespół grał na podwyższeniu, na jakiejś takiej ciężarówce. Tancerze Teatru Wielkiego, z Gerardem Wilkiem,  byli świetni. Wszystko bardzo mi się podobało. Potem jeszcze byłam na Mrowisku w „okrąglaku” na Powiślu, w tym nowo wybudowanym cyrku. Na tym koncercie na widowni był Czesław Niemen, który po spektaklu przyszedł chłopakom pogratulować. Byłam tego świadkiem. Byli zachwyceni taką reakcją Niemena.

- Marek opowiadał mi o tej wizycie Niemena na zapleczu, gdy przeprowadzałem z nim wywiad dla „Teraz Rocka” w 2013. Powiedział mi też wtedy o nim: W latach 60 był dla nas młodszych – w pewnym sensie – guru. I gdybym miał sobie zostawić jakaś płytę z tamtych czasów na pamiątkę, byłby to jego longplay „Dziwny jest ten świat”. Czy  pani ulubiony utwór Marka z czasów pierwszego Klanu to może któryś z utworów Mrowiska?

BOŻENA AŁASZEWSKA: Największy sentyment mam do utworu Nie sadźcie rajskich jabłoni, pewnie dlatego, że zrobił na mnie tak duże wrażenie, gdy pierwszy raz usłyszałam go na żywo.

- Też w tamtych czasach bardzo mi się spodobał, jako wyjątkowo ekspresyjny jak na ówczesne normy rodzimej muzyki młodzieżowej, z powodzeniem zahaczający o hard rock, co u nas wtedy rzadko się zdarzało. A jak pani pamięta zakończenie działalności przez pierwszy Klan, co nastąpiło wiosną 1971, wkrótce po nagraniu longplaya Mrowisko? Na co wpływ miało załamanie się planów wyjazdów koncertowych grupy na Zachód. Marek próbował utrzymać zespół w zreorganizowanym składzie. A i nawet w pierwotnym składzie, jak wspomina Andrzej Poniatowski, wykonali po raz ostatni Mrowisko latem 1971 roku w Sopocie, ale nie udało się wkroczyć na ścieżkę międzynarodowej kariery. I gdy Marek pokazał się pod szyldem Klan na festiwalu w Helsinkach w sierpniu 1972 roku, był to już zupełnie inny, zaimprowizowany zespół. Co zresztą nie przeszkodziło w zagraniu intrygującego koncertu, ostatnimi czasy dostępnego na CD Live Finland 1972.

BOŻENA AŁASZEWSKA. Pamiętam koniec Klanu następująco:  gdy koledzy Marka myśleli o zarobkowych wyjazdach na Zachód, chcieli go zmusić do wspólnego wyjazdu. On powiedział, że nigdzie nie wyjedzie za granicę. Także z powodu, że miał wtedy bardzo chorą mamę, która wymagała opieki. No i po prostu nie o to mu chodziło z Klanem, żeby w ten sposób zarabiać,  chociaż na koncertach w Medyku zdarzało się mu śpiewać cudze, anglojęzyczne utwory (wersja Spinning Wheel z repertuaru Blood Sweat And Tears została przypomniana po kilkudziesięciu latach na płycie Nerwy miast – przyp. wk). Po zniknięciu zespołu zaczął trochę malować, był od 10 lat na Akademii Sztuk Pięknych, której ciągle nie mógł skończyć,  z tego powodu, że nie chodził na obowiązkowe zajęcia wojskowe dla studentów! Ale gdy w końcu dostał list z uczelni, żeby „łaskawie” zrobił dyplom, to i zrobił…

- Wcześniej przed szeroka publicznością dał próbkę swego talentu malarskiego wykonując okładkę Mrowiska. Pamięta pani, jak ją tworzył?     

BOŻENA AŁASZEWSKA. Tę  okładkę robił przy mnie. Pamiętam, jak mnie pytał: „Żaba, co o tym sądzisz?”  (śmiech). Od lat marzę, żeby wydać album z malarstwem Marka.  Może wśród jego fanów jest ktoś, kto jest szefem dużej firmy i ma ambicje, aby dawać swoim klientom coś takiego w prezencie? Chciałabym tu jeszcze powiedzieć o doktorze Tomaszu Krzymińskim z Kliniki Neurologii, bo dzięki niemu Marek żyje. Doktor Krzymiński przewiózł go do szpitala MSW i gdy żaden lekarz nie chciał się tego podjąć, zrobił mu operację , którą zaczął o 10 wieczorem, a o 1 w nocy skończył. I o 7 rano moje dzieci stały nad łóżkiem Marka, on nagle otworzył oczy i zapytał: A mama?  I wtedy fantastycznie się poczuliśmy . Że nie będzie rośliną, co mu groziło… Widocznie pamiętał, że byłam z nim na spacerze, kiedy wydarzyło się to nieszczęście . Wtedy nie doszliśmy do Rynku Nowego Miasta  - zaczęła mu sztywnieć noga, wróciliśmy do samochodu, było coraz gorzej. Na szczęście pogotowie, które wezwałam, szybko przyjechało. Udzieliło mu pierwszej pomocy, a potem szpital, dwie operacje w ciągu jednej nocy, klinika rehabilitacyjna. I walka, która trwa do dzisiaj. Jaka szkoda! Marek był w pełni sił twórczych. Miał szerokie plany związane z muzyką. Pisał teksty i muzykę do nowego widowiska, według Salamandry, powieści fantastycznej Grabińskiego. W pracowni stoją zamówione parę dni wcześniej blejtramy. Planował kolejną wystawę. Nie zapominajcie o Marku! 

OD MARKA AŁASZEWSKIEGO:   

Trzymajcie za mnie kciuki. Pozdrawiam moich Fanów. 


 

Marek Ałaszewski kilka dni temu, fotografowała córka, Dorota Ałaszewska.   

 



Gdy przeprowadzałem wywiad z Markiem Ałaszewskim po ukazaniu się jego longplaya Laufer, w kwietniu 2012 roku, powiedział też i coś takiego:  Postanowiłem niczym się nie sugerować.  Mam już tyle lat , że mam prawo do własnego toku myślenia… Muzyki rockowej słucham bardzo mało. Uważam, że prawie cały obecny rock stał się ciężkostrawną papką.  Zwierzył się z szelmowskim uśmiechem: Nie mam problemów z głosem, skala nawet poszerzyła mi się o pół oktawy. Ćwiczę w domu. Drę się jak opętany.  W trakcie tej rozmowy dla „Teraz Rocka” sfotografowała nas Ania, której bardzo dziękuję.  

 

Komentarze

  1. Wspaniały Artysta i interesujący materiał o nim.
    Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Wszystkie komentarze są moderowane.

Popularne posty z tego bloga

Nie będę psuł legendy. Rozmowa z Andrzejem Nowakiem.

  Jest naprawdę śliczny   – zapewnił mnie Andrzej Nowak podczas naszej rozmowy w końcu czerwca. A chodziło o jego najnowszego Harleya-Davidsona, model cywilny z 1942 roku, którego z pomocą teścia skompletował i który powiększył jego i tak już imponującą kolekcję motocykli tej legendarnej marki. Andrzej rozmawiał ze mną przez telefon siedząc obok Harleya w swoim warsztacie, wyjątkowo ważnej części jego – jak mawia - „posiadłości” pod Głubczycami, gdzie od lat mieszka z żoną, Justyną, pod ochroną swoich ukochanych pitbulli.

Coś ze mnie

Przyznam, że niemile zdziwiło mnie, gdy jeden z autorów polskiego „Metal Hammera” zaczął publikować bloki swych recenzji płytowych pod nagłówkiem Przesłuchanie. Akurat tak się składa, że ów nagłówek do prasy wprowadziłem już w pierwszym numerze „Tylko Rocka”, w 1991 roku. I pod tym nagłówkiem ukazywały się przez przeszło dekadę istnienia tego pisma, jak też ukazują się od 2004 roku na łamach „ Teraz Rocka ”, rezultaty moich rozmów z krajowymi muzykami rockowymi (choć był i Ray Manzarek). Rozmów o ważnych dla nich nagraniach i płytach (dodam, że zasadniczo tu chodzi o te zrealizowane przez innych artystów).

Ważne rzeczy warto mówić. Rozmowa z Robertem Szymańskim.

- Rozmawiamy tuż po tegorocznym festiwalu opolskim. Wzięło w nim udział zaskakująco wiele zespołów z kręgu rodzimego rocka, nawet nadal punkowo-uderzeniowy Proletaryat, dla którego zresztą, mimo blisko czterdziestoletniej działalności, był to pierwszy występ na tej długowiecznej imprezie. Sobotni koncert okazał się bardzo udanym przeglądem dokonań rockowych weteranów, którzy w latach 80. tworzyli u nas estradową czołówkę, ich przeboje świetnie zniosły próbę czasu. Tytuł z pierwszej strony „Super Expressu”: Legendy rocka porwały Opole nie miał w sobie ani trochę przesady.