1. W KOŃCU WSZYSTKO MINĘŁO
- Należysz do osób, które przeszły zakażenie koronawirusem, COVID-19. Jak się teraz czujesz?
ROBERT SZYMAŃSKI: Z radością mogę zawiadomić, że czuję się świetnie i nie dostrzegam u siebie żadnych objawów pokowidowych. Chociaż sama infekcja, która mnie dopadła w drugiej połowie stycznia, przebiegła w taki sposób, że miałem przez kilka dni bardzo wysoką gorączkę, która uniemożliwiała mi sen, a do tego dochodziły potężne bóle głowy, którym nie mogły zaradzić żadne środki z apteki. Ale miałem świetną, domową opiekę i w końcu to wszystko minęło .
- Zamierzasz się szczepić się na koronawirusa?
ROBERT SZYMAŃSKI: Na razie nad tym się nie zastanawiam. Czuję się beneficjentem bycia ozdrowieńcem.
2. BYŁY RÓŻNE POWODY
- Zmieńmy temat na płytowy. Można odnieść wrażenie, że lubisz przygotowywać jubileuszowe wydawnictwa i przywiązujesz dużą wagę do ich atrakcyjności. Twoja Sexbomba ma już ich cały zestaw. Był album DVD-CD z radiowym i koncertowym materiałem, SeXXbomba, na 20-lecie zespołu (ale wydany z minimalnym poślizgiem, w 2007 roku), była winylowa kompilacja SeXXXbomba na 30-lecie, opublikowana w 2017 roku w kolekcjonerskim nakładzie, a ostatnio ukazało się XXXV. Tym razem rocznicowe wydawnictwo zawiera przekrojową płytę typu studyjne „the best of” i dysk z premierową publikacją pierwszego koncertu twojej grupy. Otrzymujemy zapis występu z festiwalu Jarocin 86.
ROBERT SZYMAŃSKI: Tak się akurat składa, że zespół Sexbomba jest jednym z tych, którym nie udało się wytrwać w jednym składzie. Obecny, z Maćkiem Gortatewiczem na gitarze, jest już nieco inny od tego, w którym obchodziliśmy 30-lecie. Zmienił się perkusista, teraz bębni u nas Hubert Traczyk. Tylko Piotr Welcel nieprzerwanie gra ze mną od 1987 roku. Uważam, że to naturalne, iż muzycy aktualnego składu chcą mieć udział także w takich okolicznościowych wydawnictwach. Dlatego Huberta można usłyszeć na tej składankowej płycie, zatytułowanej po prostu Studio, w dwóch numerach, Dzisiaj jeszcze nie i Rzuć monetą. A inny powód pojawienia się XXXV jest taki, że nasz album na 30-lecie ukazał się tylko na winylu, natomiast potem było dużo próśb słuchaczy o wydanie takiej kompilacji na CD. I to, co trafiło na dysk Studio najnowszego wydawnictwa Sexbomby, jest jakoś zbliżone do tamtego zestawu. W istotnym stopniu pokrywa się, ale też uzupełnione zostało o nowe utwory, które powstały w ciągu ostatnich pięciu lat, dwa zresztą zrobiliśmy z myślą o tej składance. Muszę tu zaraz powiedzieć, że z kolei pierwszy dysk albumu XXXV – Jarocin ’86 już dla mnie samego jest rarytasem…
- Zanim porozmawiamy o tej intrygującej płycie live, mającej nawet więcej niż tylko dokumentalny walor, pozostańmy jeszcze przez chwilę przy nagraniach studyjnych. Ostatnim jak na razie albumem Sexbomby z premierowym materiałem był Spam, z 2016 roku. Dlaczego przez przeszło cztery lata nie ukazał się nowy album studyjny?
ROBERT SZYMAŃSKI: Były różne powody. Tarmosiły nas zmiany składu. Poza tym do epidemii covidu prowadziliśmy bardzo intensywne życie koncertowe. A gdy doszedł Hubert, postanowiliśmy odłożyć na półkę wszystkie premierowe utwory zrobione wcześniej i zresetować się. Zacząć robić nową muzykę w nowym składzie. I trochę to musi trwać, zanim będą rezultaty. Myślę, że realny termin wydania nowej płyty to przyszły rok. I żeby jeszcze uzupełnić powody braku nowego albumu Sexbomby: nie znaczy to, że nic nowego nie nagrywaliśmy przez te lata . Nie tylko wyszła pierwsza płyta Sexbomby w USA, reedycja demo Kiedy wreszcie wybuchnie Sexbomba ?! dokonana przez Puke N Vomit Records pod tytułem Sexbomba, z bonusem z epoki Drzewo, znanym z krajowej kompilacji Lekcja historii… Ale też ukazała się winylowa płyta United Punk Orchesta z kawałkami “Siwego” z Defektu Muzgó, w nagranie której, oprócz wspaniałych gości, zaangażowany był cały zespół Sexbomba. Nagraliśmy też dwa nowe kawałki na split z zespołem Prawda (płyta winylowa wydana w 2020 roku – przyp. w.k.) i dwa na split z Farben Lehre (też winyl, nagrania z jesieni 2020, wydane w początku obecnego roku – przyp. w.k.).
- Tak jak Sexbomba, obie grupy mają miejsce w historii rodzimego punk rocka, ale jednak zapytam: skąd taki wybór zespołów do wspólnych płyt-splitów?
ROBERT SZYMAŃSKI: Warto pokazywać, że ta scena trzyma się razem. Z Prawdą jakoś tak naturalnie dogadaliśmy się, mieli dwa utwory premierowe, które chcieli pokazać na winylu, my – też… A jeśli chodzi o Farben Lehre, to sprawa była wielowątkowa. Wojtek (Wojda, lider grupy – przyp. w.k.) zadzwonił do mnie, że może byśmy zagrali razem koncert, skoro w tym samym roku obchodzimy jubileusz 35-lecia. Ta rozmowa była tak przyjemna i tak długa, że na końcu już nie tylko obchodziliśmy wspólnie 35-lecie, lecz też mieliśmy wydać wspólną płytę (śmiech). Nie ukrywam, że to mój pomysł, aby nasze zespoły w tych nagraniach zaproponowały po nowym kawałku, ale także wymieniły się utworami, przygotowały własne wersje. Płyta jednocześnie jest zapowiedzią trasy koncertowej obu zespołów. Z początku myśleliśmy optymistycznie, że ukaże się winyl i od razu ruszymy w trasę, bo najbardziej marzę o tym, żeby wreszcie zagrać koncert i podzielić się z fanami urodzinowym tortem. Jednak covidowa rzeczywistość sprawia, że wszyscy musimy na to jeszcze trochę poczekać.
3. JESTEM WIELKIM FANEM
- Fajnym pomysłem jest to, że w przypadku obu splitów dodaliście do winyli CD z tym samym materiałem. Należę do tych, którzy uważają, że oba te nośniki powinny współistnieć na rynku: każdy ma swoje zalety dla słuchacza. Tymczasem show business najwyraźniej postanowił wykasować kompakty z oferty w najbliższych latach, głównie handlować plikami z muzyką. Na dodatek trudno nie odnieść wrażenia, że powrót winyli toleruje jako narzuconą mu przez słuchaczy, snobistyczną, przejściową modę.
ROBERT SZYMAŃSKI: Jestem wielkim fanem winyli. Kolekcjonuję je, uwielbiam słuchać, zmieniać strony i oglądać ich okładki. Z radością obserwuję, że w ostatnich latach młode pokolenie coraz bardziej interesuje się – jak to nazywa - „odtwarzaczami do winyli”.
- Jakoś już zapomina się, że w minionych latach, dzięki rynkowemu sukcesowi kompaktów i co za tym idzie - imponująco rosnącej ofercie tytułów na CD, można było nabyć mnóstwo reedycji ważnych longplayów nie wznawianych latami na winylu. Jak choćby The Crazy World Arthura Browna, Psychedlic Lollipop Blues Magoos czy solowe albumy Raya Manzarka…
ROBERT SZYMAŃSKI: Tak, dla mnie też to jest zagadkowe zapominalstwo. Zresztą pamiętam narodziny kompaktu, bo winyla już nie...(śmiech) Kompakt ma bezsprzecznie wiele zalet i nie jest konkurencją dla winyla, ale znakomicie go uzupełnia. Moim zdaniem kiedyś nastąpi jego triumfalny powrót, bo też jest nośnikiem fizycznym, z okładką. Ale tak jak w przypadku winyli, będzie trzeba na ten powrót trochę poczekać.
4. NAGRAŁ I TO PRZECHOWAŁ
- Porozmawiajmy teraz o tej niezwykłej niespodziance z płyty XXV, o dysku dokumentującym występ Sexbomby na festiwalu w Jarocinie, w lipcu 1986 roku. Wasz pierwszy koncert. Z tobą próbującym śpiewać bardziej punkowym głosem niż na jakiejkolwiek innej płycie Sexbomby.
ROBERT SZYMAŃSKI: Nie wiem, czy to nie jedyny taki przypadek w naszym kraju, że po 35 latach jakiś wykonawca publikuje swój absolutnie pierwszy koncert. Dodatkowa ciekawostka: głos konferansjera słyszalny na początku, to głos Ireneusza Dudka, który prowadził ten koncert. A potem my w swoim siedmioutworowym show przed jarocińską publicznością na dużej scenie. To nagranie to coś niesamowitego dla mnie. Któregoś dnia dostałem informację, że ktoś nas wtedy nagrał i to przechował , podejrzewam, że to nagranie z konsolety. Podejrzewam, bo nie mam tego z pierwszej ręki. Spodziewałem się nagrań, które nie będą nadawały się do publikacji, myślałem, że tylko do takiego sentymentalnego posłuchania. Załatwił mi je Darek Tlak, który jest fanem muzyki punkowej, sam wydał z tego naszego Jarocina winyl, z piękną okładką, w dwóch egzemplarzach i jeden mi ofiarował! A ja włączyłem i przeniosło mnie do lipca 86 roku... Byłem pozytywnie zaskoczony jakością naszego grania, szczególnie gitarzysty (Bogdan Kozieł – przyp. w.k.). Poza tym ewidentnie słychać, że akustycy ingerowali w brzmienie koncertu w jego trakcie, na przykład stopniowo wyciągnęli bardziej mój wokal. I na pewno końcówka występu brzmi lepiej niż początek.
- Dużo prób zagraliście przed jarocińskim debiutem?
ROBERT SZYMAŃSKI: Sporo. Jednak nie dostaliśmy się na festiwal na podstawie nagrań na kasecie, ale zagraliśmy w Jarocińskim Ośrodku Kultury, gdzie jury słuchało zespołów. Taki „koncert ostatniej szansy”, dzięki któremu zostaliśmy zakwalifikowani na dużą scenę. To była największa nagroda, jaka w tamtych czasach mogła trafić się takiemu zespołowi jak nasz … Jeszcze taka ciekawostka. Gdy już album XXXV trafił do sprzedaży, dostałem mail od człowieka, który uważa, że ma te nagrania w dużo lepszej jakości. Oczywiście zainteresowałem się tematem i zobaczymy, czy coś z tego będzie.
5. TROCHĘ HOBBYSTYCZNE GRANIE
- Czy nigdy nie żałowałeś, że wybraliście sobie taką „jajcarską” nazwę zespołu? Z początku można było ją zapisać na konto młodzieńczego upodobania do prowokacji, wasze demo miało intrygować tytułem Kiedy wreszcie wybuchnie Sexbomba?!, na początku działalności był zespołowy komentarz z odniesieniem do Sex Pistols. Ale… Trafiamy na zaangażowany przekaz w szeregu pisanych przez ciebie tekstów, a tu nazwa właściwie lokująca was na jednej półce z punkowo-kabaretowym Big Cycem. A był to już od początku zespół, wykonujący twoje teksty, w których pojawiały i takie przejmujące wersy: Chcemy żyć, chcemy żyć, mieć marzenia, sny…
ROBERT SZYMAŃSKI: Jakoś nigdy w ten sposób o tym nie myślałem o naszej nazwie. Tym bardziej, że niektórzy faktycznie mówili mi, że dostrzegają w tej Sexbombie nawiązanie do Sex Pistols. Oczywiście, niektóre skojarzenia, które może budzić ta, zaproponowana przeze mnie, nazwa, nie są moimi ulubionymi, ale już nic na to nie poradzę. Idea była taka, żeby nazwa od razu zapadała ludziom w pamięć i żeby ktoś jeszcze o nią zapytał po kilkudziesięciu latach. I to jak dotąd się udaje. Poza tym myślę, że ludzie słuchający muzyki rockowej nie podchodzą do takich spraw etymologicznie.
- Wspomniałeś o licznych zmianach składu przez te 35 lat działalności Sexbomby. Jaki był ich najczęstszy powód? Bo w wielu krajowych zespołach – od progrockowych po punkowe - okazywał się nim po prostu alkohol…
ROBERT SZYMAŃSKI: Nagraliśmy płytę Alkohol, ale powody rozstań w zespole były inne... i różne. Policzyłem, że przez te 35 lat przewinęło się przez Sexbombę15 muzyków. Najczęściej w pewnym momencie pojawiał się rozjazd typu „brak zgodności charakterów”. To był najczęstszy powód rozstań. ale z większością byłych sexbombowców nadal utrzymuję dobry towarzyski kontakt.
- Z czego żyli (i żyją) ludzie grający w takim znanym zespole punkrockowym, jak Sexbomba? Znając polska scenę, nie uwierzę, że wyłącznie z muzyki.
ROBERT SZYMAŃSKI: Po prostu cały czas jest to trochę hobbystyczne granie. Oczywiście wpada grosz z tantiem czy z koncertów, bywały okresy, że pojawiały się nawet regularne pieniądze, ocierające się o poważniejsze sumy… Ja prowadzę działalność gospodarczą , a oprócz tego - klub na legionowskim osiedlu. Maciek, Hubert i Piotrek również zarobkują głównie poza muzyką. Dzięki temu jesteśmy zespołem, który jest w stanie przetrwać epidemię i nagrywać w trudnych czasach.
- Nie przeżywałeś momentów zwątpienia, przerażenia z powodu zakażenia covidem? To, co dotknęło nasz kraj (i cały świat!), ten pandemiczny megacios, jeszcze dwa lata temu byłoby po prostu niewyobrażalnym koszmarem. Nic dziwnego, że wielu osobom zaczyna siadać psychika.
ROBERT SZYMAŃSKI: Ja czuję się pozbierany. Na pewno był trudny moment psychicznie, gdy covid mnie dopadł . Przede wszystkim ze względu na nieprzewidywalność przebiegu tej infekcji. Taki stan „dryfu” , nie masz wpływu na to, dokąd cię zaniesie, leki nie działają, nie wiesz, co będzie jutro. Na szczęście skończyło się happy endem. Myślę ze współczuciem o ludziach, którym się to tak pokomplikowało, że odeszli z powodu COVID-19, ale ja na szczęście nie czuję się poobijany przez tę chorobę. W zachowaniu równowagi przez cały lockdown i infekcję z pewnością pomogła mi pasja do malarstwa, którą nieoczekiwaniu dla samego siebie odkryłem w sobie. Nigdy wcześniej nie próbowałem malować, a to bardzo przyjemne zajęcie, dające spokój i radość. Może kiedyś zaprezentuję swoje prace z tej dziedziny… Ponadto od początku lockdownu spotykałem się regularnie z kolegami na próbach, poza tym okresem, gdy byłem „zakowidowany”. Tworzymy nowe kawałki z myślą o nowej płycie.6. Z PREMEDYTACJĄ
- Co jest dla ciebie najważniejsze w stylu twojego zespołu? Mam wrażenie, że składankowa płyta Studio z najnowszego wydawnictwa XXXV daje o nim bardzo dobre pojęcie: jest punkrockowo lub w punkowym klimacie, co nie przeszkadza w nawiązaniach do rocka lat 60 czy metalu. Jest melodyjnie, zadziornie, na ogół z przekazem dającym do myślenia. Jest miejsce na punkowe hymny, ale też na bardziej uniwersalne kontestatorsko-wolnościowe treści, a i nawet jest okienko dla miłości. Muzyka zespołowa, a teksty, twojego autorstwa, w których pojawiają się zgrabne szlagworty. I wypadasz równie prawdziwie radząc nie daj się gnoić i poniżać, tłumacząc świat jest do zabawy dla tych, których stać jest na to czy rzucając miłosne wyznanie na tej planecie tylko ciebie chcę. Wokalnie też masz swoją naturalną ścieżkę, od lat nie siląc się na punkowego ortodoksę, ale też nie tracąc wyczucia stylu… Brak na dysku Studio tylko próbki waszych pastiszowych, „bigbeatowych” poczynań z czasów płyt Hallo to ja i Historia, jakiej nie znał świat, zresztą odebranych przez część fanów jako najbardziej dyskusyjne, ale też będących największym sukcesem rynkowym Sexbomby. Hallo to ja z tekstem właściwie ograniczającym się do pędzę do ciebie światłowodem było waszym najpopularniejszym singlem…
ROBERT SZYMAŃSKI: Zgadzam się z tym, co powiedziałeś na temat stylu Sexbomby, bo właśnie w tym jest to „najważniejsze”. Fajnie usłyszeć uwagę o melodyjności, bo zawsze ciągnęło mnie do melodii, więc oprócz tego, że uwielbiam punk rock to też uwielbiam muzykę z wczesnych lat 60., zwłaszcza Mersey Beat.
- Nawet nagraliście na Zamachach bombowych swoją wersję numeru Gerry And Pacemakers.
ROBERT SZYMAŃSKI: Chociaż moja miłość do Ramones trwa „od zawsze” i chociaż są dla mnie wyznacznikiem tego, co najlepsze w rocku, i w ogóle mam sentyment do pierwszej fali punku (zresztą podobne fascynacje dostrzegam u muzyków Green Daya), to po prostu równocześnie słuchałem takiej muzyki, jak Mersey Beat. Właśnie dlatego naturalny był dla mnie ten zwrot muzyczny na Hallo to ja. Jednak z premedytacją na dysku Studio pominąłem numery z tych dwóch pastiszowych płyt. Dziś myślę, że w przypadku tych nagrań można było rozważyć zmianę nazwy zespołu. Brzmią trochę inaczej od tego, co gramy na pozostałych płytach, nagrane zostały w zmienionym składzie – i nic złego by się nie stało z powodu takiej przejściowej zmiany nazwy. W założeniu miała to być muzyka balangowa, ale nie biesiadna, rodzaj odreagowania z przymrużeniem oka. Minęło blisko 20 lat i te obie płyty moim zdaniem bronią się brzmieniowo i repertuarowo. Natomiast wybrane numery z nich trudno byłoby połączyć na jednym dysku z tymi z innych albumów. Tym bardziej, że płytę XXXV układałem także pod względem tekstowym. Owszem, znalazło się coś o miłości i moich nastrojach, ale w brzmieniach bardziej pasujących do reszty zestawu. Bo oczywiście żyjemy teraz i tu. I nie damy rady oderwać się zupełnie od świata, który nas otacza.
7. NIE SĄ TEGO WARCI
- Na dysku Studio najnowszego wydawnictwa XXXV przypomniałeś też Podziemną Polskę, z albumu Spam, waszą bardzo stylową punkrockową detonację, będącą mocnym atakiem na polityków, z groźbą pod adresem odpowiedzialnych za stan kraju: Podziemna Polska wyda na was wyrok .
ROBERT SZYMAŃSKI: To jest taka obserwacja: politycy mówią ludzkim głosem tylko w kampanii wyborczej. I dotyczy to wszystkich ugrupowań politycznych. Ja oczywiście nie emocjonuję się tym przesadnie – nie chciałbym, aby wraz z upadkiem jakiejś formacji politycznej moje życie straciło sens (śmiech). A poza tym oni nie są tego warci. Jak napisałem w tym tekście: z reguły chcą tylko zająć miejsca poprzedników, chodzi o to, jak kupić sobie kilka lat za kilka prostych kłamstw. A wielu ich zwolennikom to niestety wystarczy...
- Już na płycie Alkohol z 1992 roku, w piosence Taki jak ja, alarmowałeś: zbyt wiele władzy jest w rękach idiotów.
ROBERT SZYMAŃSKI: Tak. I to jest niestety nadal aktualne . I nadal mam podziw dla jednostek, które potrafią w tym wszystkim zachować kręgosłup. I takie osoby będę zawsze wspierać! W polityce nie wymyślono nic lepszego od demokracji, jednak demokracja jako system polityczny wręcz gwarantuje, że najmądrzejsi nigdy nie dojdą do władzy. A nawet wśród nich nie ma nieomylnych... Jestem niezmiennie pełen obaw, że kiedyś kuchennymi drzwiami do władzy dojdą tacy, przy których zatęsknimy za obecnymi politykami. Demokratyczny system nie wytworzył, niestety, odpowiednich mechanizmów obronnych, czego dowodów już dostarczyła historia. Dlatego w tej chwili uważam, że zmiana na lepsze może być niemal wyłącznie zdarzeniem losowym. Wybory to rodzaj wariacji z powtórzeniami. Poza tym coraz bardziej widać, że władza nad światem nie jest skupiona w ręku partii politycznych czy rządów. Przez wiele lat wykreowały się trwalsze korporacje i środowiska, które nie podlegają demokratycznym wyborom, a potrafią lepiej sobie radzić w sytuacjach kryzysowych niż te sztaby urzędniczo-polityczne, którym co kilka lat kończy się kadencja... Dodatkowo coraz więcej uznania zyskują na scenie politycznej kandydaci skrajni, jako najbardziej wyraziści, ale przecież nie da się też zbudować wspólnoty, gdy obie konkurujące do władzy strony nie szanują wzajemnie siebie. Nie możesz wymagać, aby ktoś szanował twoje poglądy, a równocześnie pluć na jego zapatrywania. Taka jest logika wojny. Pokój jest wtedy, kiedy ludzie się wzajemnie szanują. Dlatego uważam, że żyjemy u schyłku demokracji, jaką dotąd znaliśmy. Ludzie się coraz bardziej radykalizują, a odmienne zdanie wywołuje agresję. A propos cytatów z przeszłości, to zainteresowanym polecam utwór i teledysk do kawałka Abstrahuj Sexbomby. Posłuchajcie słów i przeczytajcie pasek z wiadomościami, które przewijają się w tym teledysku już od 2013 roku.
Kiedyś Robert Szymański zwierzył mi się (i nie miał nic przeciwko temu,
żeby trafiło to do druku): Czasami jestem
męczącym gadułą. Ja, mimo, że rozmawialiśmy mnóstwo razy, nie tylko przy
okazji wywiadów, nic takiego nie
zauważyłem. Na zdjęciu Darka Kawki widać, jak rozmawiamy sobie podczas corocznej
imprezy „Tylko Rocka”, w grudniu 1999 roku.
Komentarze
Prześlij komentarz
Wszystkie komentarze są moderowane.