Przejdź do głównej zawartości

Keith Emerson u nas. Część 2: Myślę, że nie zawiedliśmy.

W jego hotelowym pokoju, w którym rozmawialiśmy, trochę było naturalnego nieładu. Łóżko zasłane niezbyt starannie, na stoliku leżała mała klawiatura w rozpiętym futerale, przy łóżku na podłodze – książka. Wtedy - niedawno wydane wspomnienia aktorki Mii Farrow, What Falls Away. Nie zapytałem go, dlaczego sięgnął po tę książkę i w ogóle – o lektury, które preferował. I tak rozmawialiśmy długo jak na spotkanie dziennikarza z legendarnym rockmanem, sporo ponad pół godziny, a tematów muzycznych było aż nadto.

Poniżej dalszy ciąg wiernego zapisu mojego wywiadu z Keithem Emersonem, z czerwca 1997 roku, w dniu koncertu Emerson Lake & Palmer w Katowicach.

NIE OPUSZCZA NAS NATCHNIENIE

 - Podobno lubi pan Jana Sebastiana Bacha i Modesta Musorgskiego także dlatego, że w swoich czasach byli mistrzami muzycznej improwizacji.

KEITH EMERSON: Lubię improwizację. Ale swobodna, improwizowana forma jest trochę niebezpieczna. Trzeba mieć do tego odpowiednich muzyków. Myślę, że dla ELP naprawdę swobodna forma byłaby czymś zbyt niebezpiecznym. To groziłoby zupełną anarchią. Wiem, że Greg lubi pewne zasady i porządek w swojej muzyce... Korzystamy z improwizacji w tym sensie, że robimy coś inaczej, coś zmieniamy, Dzięki temu nie opuszcza nas natchnienie. Gdybyśmy co wieczór grali dokładnie tak samo, pogrążylibyśmy się w letargu.

- Odegraliście awangardową rolę w rocku, panu zdarza się szaleć na estradzie, ale chyba raczej ostrożni z was artyści. Jeszcze raz zacytuję pana słowa z wywiadu z 1974 roku: Gdy patrzę na nasze albumy, stwierdzam, że każdy jest lepszy od poprzedniego. Ale zmiany powinny być nieznaczne. Dlaczego? Myśleliście o publiczności?

KEITH EMERSON: Nie dokonywaliśmy gwałtownych zmian nie tylko w naszej muzyce, ale nawet w instrumentarium. Pamiętam, że kiedy na Works mniej korzystałem z hammonda, trochę zaniepokoiło to słuchaczy... A przecież nie ma znaczenia, na jakim instrumencie się gra. Chodzi o to, co przekazuje się za jego pomocą. Sam jesteś instrumentem muzycznym. Na czym byś nie grał - ważne jest, aby trafić do słuchacza. Myślę, że nie zawiedliśmy naszej publiczności i trzymaliśmy się dobrze przy tych wszystkich zmianach... Czasami jest bardzo niebezpiecznie mieć przebojową płytę, bo ludzie oczekują, że następne twoje nagrania będą do niej podobne. Kiedy The Nice nagrało Amerykę (własna wersja tematu America z musicalu West Side Story Leonarda Bernsteina – przyp. W.K.) tak właśnie się stało. Trudno było przebić się z czymś innym.

BARDZO ODWAŻNE PRZEDSIĘWZIĘCIE

 - Uważam, że Pictures At An Exhibition to wspaniała płyta. Jest tu świetnie uchwycona atmosfera waszego koncertu. A przede wszystkim - potrafiliście w przekonujący sposób podać muzykę Musorgskiego z rockową ekspresją. Dziwne, że nie lubiliście tego longplaya, gdy trafił na rynek. W artykule o was, który ukazał się na łamach "Circus" w 1972 roku, przeczytałem, że dopiero Trilogy uważaliście za swój trzeci album, a ten - tylko za pamiątkę z czasów, gdy wasze koncepcje artystyczne nie były jeszcze całkiem ukształtowane.

KEITH EMERSON: Pictures At An Exhibition było gotowe do wydania, w tym samym czasie co Tarkus. Obrazki były częścią repertuaru, który wykonaliśmy w czasie naszego debiutanckiego występu - podczas festiwalu na wyspie Wight. I myślę, że nie chcieliśmy wydać na płycie takiego długiego utworu, zaczerpniętego z muzyki poważnej. To jakoś ogranicza. Chcieliśmy, aby znano nas dzięki naszym własnym utworom. Jednak, oczywiście, słuchacze bardzo domagali się, abyśmy nagrali Obrazki. Tak więc sobie pomyśleliśmy: "W porządku..." Użyliśmy ruchomego studia nagraniowego i utrwaliliśmy koncert z Newcastle City Hall. Było to zrobione bardzo tanio, w jeden wieczór. Nie było żadnej obróbki - po prostu kompletny zapis koncertu. Nie kosztowało to więc tyle, ile nagranie studyjnego albumu. Początkowo album miał bardzo niską cenę - był naprawdę podarkiem dla fanów. Nie sądziliśmy, że stanie się tak popularny. W Anglii trafił do czołówki listy najpopularniejszych albumów (2. pozycja, tak jak następnie Trilogy – przyp. W.K.). Daliśmy taśmę-matkę, żeby wydali płytę w Ameryce (W USA płyty ELP wydawał Cotillion, oddział Atlanticu - przyp. W.K.). I Amerykanie powiedzieli: Nie ma mowy, wypuścimy to na rynek w naszej cenie. I wydali jako full price. A to nie było naszym zamiarem... Zrobiliśmy tę płytę bardzo szybko - na zasadzie: zbierzmy się i wydajmy. Tak więc naprawdę nie uważaliśmy Pictures At An Exhibition za nasz kolejny longplay... Świetnie, gdy słucha się naszych własnych kompozycji. Ponieważ to one wskazują kierunek, w którym idziemy.

 - Czyli z upływem lat nie zmienił pan swego surowego sądu o Pictures At An Exhibition?

KEITH EMERSON: Na pewno było to bardzo odważne przedsięwzięcie. Ta płyta jest dokładnie taka, jak graliśmy tamtego wieczoru.

- Trilogy to ważna płyta ważnego zespołu. Pewnego rodzaju podsumowanie tego, co robiliście wcześniej. Ale, jak na mój gust, ma swoje słabe punkty. Abaddon's Bolero można odebrać jako pana "odpowiedź" na Bolero Ravela. Jednak utwór nie jest tak frapujący jak ravelowska kompozycja...

KEITH EMERSON: Nie zgadzam się. To pańska opinia.

 - Co dziś może pan powiedzieć o Abaddon's Bolero?

KEITH EMERSON:  Lubię jego "impulsywność" - na tej zasadzie jak Bolero Ravela jest całkiem impulsywne. Jeśli chodzi o temat, Abaddon's Bolero ma prostsze motywy, ale - jak sądzę - pod koniec emanuje z niego dużo siły. Szczególnie, gdy zaaranżowałem to dla Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej. Nie wiem, czy to już nagrali, ale powinno wkrótce się ukazać... Gdy to gra stuosobowa orkiestra - nabiera to jeszcze bardziej mocy. Niech mi pan wierzy: to się sprawdza... Nie słucham specjalnie Ravela. Nigdy nie będę Ravelem.

 - Niech mi pan daruje, ale jeszcze pokrytykuję. Tytułowy utwór longplaya odbieram jako trochę schizofreniczne połączenie ballady, rockowych riffów i bluesa. Można podejrzewać, że zaczynało wam brakować kompozytorskich pomysłów.

KEITH EMERSON: Nie. Byliśmy wtedy bardzo twórczy. Tę płytę wspominam lepiej niż pierwszy album, bo Greg i ja nauczyliśmy się pracować razem. I już przyjęło się, że ja pisałem muzykę, a Greg teksty do niej. Greg miało dużo interesujących pomysłów, pracował już o wiele szybciej... I to były bardzo szczęśliwe czasy dla nas. Myślę, że byliśmy szczęśliwsi niż wtedy, gdy szykowaliśmy pierwszą płytę. Tamten album nagrywałem czując się tak oto: "Boże, co ja zrobiłem? Czy postąpiłem dobrze rozwiązując The Nice? Czy zawsze będzie tak ciężko?" Trilogy było dla mnie swego rodzaju ulgą. Nieco się uspokoiliśmy i spróbowaliśmy napisać trochę muzyki serio.

JAK NA TO WPADŁEŚ?

- Najpopularniejszym utworem z Trilogy stała się kolejna ballada Lake'a, From The Beginning.

KEITH EMERSON: Jeśli chodzi o te wszystkie akustyczne kawałki Grega - Lucky Man, From The Beginning, Still... You Turn Me On - to nigdy nie byłem przy tym, gdy je układał. Z From The Beginning było tak, że poszedłem do studia po południu, a on już miał nagrany podkład i śpiew. I powiedziałem: Kapitalne! Jak na to wpadłeś?.

- Album Brain Salad Surgery jest oceniany bardzo wysoko w rockowych encyklopediach i przewodnikach płytowych. W All Music Guide To Rock jest on uznany za jedną z dwóch najlepszych płyt waszej grupy, obok debiutu. Podobnie w The New Rolling Stone Record Guide (tu plus Trilogy).

KEITH EMERSON:To było z pewnością szczytowe osiągnięcie w dziejach zespołu z okresu, zanim nie zacząłem znowu nagrywać z orkiestrami. To był nasz czas, pomysł gonił pomysł. Po prostu zasuwaliśmy. Mieliśmy nadmiar materiału, gdy ta sesja dobiegła końca.

 - Prawdę powiedziawszy, kiedy słucham tej płyty, to - może trochę upraszczając - odnoszę następujące wrażenie: macie swoje ulubione muzyczne rejony i po prostu się ich trzymacie.

KEITH EMERSON: Tak? Ale w tym czasie Moog skonstruował polifoniczny syntezator, który był dla nas pomocą i w dużym stopniu - inspiracją. I z pewnością ułatwił występy na żywo.

 - Jak dla mnie największą nowością jest to, że niekiedy przybliżacie się do musicalu. Na przykład w ciekawie zaaranżowanym Jerusalem, hymnie Charlesa Huberta Perry'ego.

KEITH EMERSON: Pamiętam, że próbowałem to jakoś zaaranżować jeszcze z The Nice. Ale po prostu nie wychodziło. Zawsze jednak pamiętałem, że to coś wartego zachodu - szczególnie gdy ma się w zespole kogoś o takim głosie jak Greg. Zaproponowałem inną aranżację i wtedy się spodobało.

 - Może już teraz od przeszłości przejdźmy do przyszłości... Kiedy możemy spodziewać się nowej płyty ELP? Przecież upłynęły już trzy lata od momentu ukazania się waszego ostatniego, jak dotąd, albumu - In The Hot Seat.

KEITH EMERSON: Mam dużo notatek i pomysłów, do których zajrzę, gdy wrócę do Kalifornii, po zakończeniu tej trasy. I nie myślę, abyśmy ruszyli w trasę w przyszłym roku...

 - Poczekamy, co z tego wyniknie. A czy ma pan już coś gotowego?

KEITH EMERSON: Tak, mam już trochę gotowej muzyki... ELP wielokrotnie zmieniał się, może z powodu nacisków, które w swoim czasie wywierały wytwórnie płytowe. Bardzo chciały, żeby zespół miał singel, materiał odpowiedni do radia. Pracowaliśmy z producentami, którzy próbowali wręcz skomercjalizować to, co robiliśmy. A my na to się godziliśmy. Tak naprawdę to nigdy nie było to dobre dla ELP... To, o co nam chodzi - to działać dokładnie tak, jak działaliśmy w latach siedemdziesiątych. Niech Emerson, Lake & Palmer idzie do studia, ma całkowitą kontrolę nad tym, co się dzieje, i pracuje tak, jak ma to w zwyczaju (jak się miało okazać: konflikty związane z powstawaniem nowego albumu studyjnego spowodowały kolejny rozpad Emerson, Lake & Palmer, w 1998 roku – przyp. WK., z 2021 roku).

- Czy zainteresowała pana obecna fala elektronicznej muzyki rozrywkowej – The Prodigy, The Chemical Brothers?

KEITH EMERSON: Mój najmłodszy syn ostatnio mówił mi o Chemical Brothers. O ile pamiętam, są na soundtracku The Saint. Nie powiem, żebym im się przysłuchiwał.

 

Na klawiaturze, należącej do Keitha Emersona, leży numer „Tylko Rocka”, który mu przyniosłem. Z tych lekkich uśmiechów, widocznych na zdjęciu, można też zorientować się, że rozmowa odbywała się w przyjemnej atmosferze, choć mój rozmówca był bardzo serio i  zdarzyło mi się powiedzieć coś krytycznego o niektórych utworach Emerson, Lake & Palmer. Grzesiek Kszczotek zrobił także to foto. Dzięki.     

 

 

 

Komentarze

  1. Pytania jak poniższe to osobliwy pomysł na sposób rozmowy z IDOLEM...
    Niech mi pan daruje, ale jeszcze pokrytykuję. Tytułowy utwór longplaya odbieram jako trochę schizofreniczne połączenie ballady, rockowych riffów i bluesa. Można podejrzewać, że zaczynało wam brakować kompozytorskich pomysłów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam w zwyczaju odpowiadać na krytyczne anonimowe komentarze, ale raz zrobię wyjątek, bo podejrzewam, że komentarz ten może być dowodem pewnego nieporozumienia. Podejście typu mój idol nigdy nie pojawiało się w moim pisaniu w prasie o muzyce. Nigdy nie byłem autorem współpracującym z jakimś fanzinem. Pisząc do publikacji nigdy nie folgowałem osobistym fascynacjom, moim celem było obiektywne, profesjonalne dziennikarstwo, a osobiste akcenty służyć miały tylko ubarwieniu tekstu. Emerson, Lake & Palmer po prostu był jednym z zespołów, które przyczyniły się do mojej fascynacji muzyką rockową w czasach licealnych i o tym napisałem we wstępie pierwszej części tekstu „Keith Emerson u nas”. To wywiad z wybitnym, wyjątkowym artystą. Bardzo cenię talent i twórczość Keitha Emersona (co zresztą wyraźnie wynika z tego tekstu), ale to nie znaczy, że mam do niego stosunek bezkrytyczny (podobnie jest w przypadku wielu innych mistrzów rocka). I przeprowadzając z Emersonem wywiad nie widziałem powodu, aby to przed nim ukrywać - oczywiście uzasadniając swoje zastrzeżenia. Dobrych wywiadów nie robi się w pozycji na klęczkach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Osobiście zawsze ceniłem Pana artykuły i publikacje (podobnie zresztą jak kilku innych redaktorów z Magazynu Muzycznego i Tylko/Teraz Rocka, ze śp. Jerzym Rzewuskim na czele) między innymi za to, że nawet pisząc o zespołach i artystach najbliższych Pana sercu, jak Niemen, Breakout czy Led Zeppelin, nie wypowiadał się Pan o ich muzyce wyłącznie w superlatywach i bez ogródek krytykował płyty czy nagrania, które Pana zdaniem (oczywiście odpowiednio uzasadnionym) nie należały do największych pereł w ich dyskografii. Trochę brakuje mi takiego podejścia, gdy przeglądam profile różnych zespołów w mediach społecznościowych i zarówno u autorów wpisów, jak i komentujących dominują "ochy" i "achy".

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Wszystkie komentarze są moderowane.

Popularne posty z tego bloga

Będziemy siadać przy stole, a Marek znów zacznie malować. Rozmowa z Bożeną Ałaszewską.

Gdy rozmawiałem z Markiem Ałaszewskim dla „Teraz Rocka” po ukazaniu się jego albumu Laufer , w pewnym momencie powiedział mi ze śmiechem: Jak będę miał 90 lat, to nie wiem, czy dam jeszcze radę płytę nagrać. Postanowiłem więc nie za dwadzieścia jak możnaby się spodziewać, lecz za dwa lata nagrać następną… 70-letni wtedy Ałaszewski poinformował, że pisze też rzeczy na orkiestrę i chóry, i taka będzie jego następna płyta po ostro rockowym Laufrze … Niestety, nie powstała. Pozostał artystą wydającym co dwadzieścia lat longplay-wydarzenie. Pierwszym i najsłynniejszym jest Mrowisko . Longplay nagrany został dokładnie 50 lat temu, w marcu 1971 roku, a jego zawartość nadal przykuwa uwagę, świetnie się broni.

Nie będę psuł legendy. Rozmowa z Andrzejem Nowakiem.

  Jest naprawdę śliczny   – zapewnił mnie Andrzej Nowak podczas naszej rozmowy w końcu czerwca. A chodziło o jego najnowszego Harleya-Davidsona, model cywilny z 1942 roku, którego z pomocą teścia skompletował i który powiększył jego i tak już imponującą kolekcję motocykli tej legendarnej marki. Andrzej rozmawiał ze mną przez telefon siedząc obok Harleya w swoim warsztacie, wyjątkowo ważnej części jego – jak mawia - „posiadłości” pod Głubczycami, gdzie od lat mieszka z żoną, Justyną, pod ochroną swoich ukochanych pitbulli.

„Na zdrowie” wypiją wszyscy. Rozmowa z Wojciechem Wojdą.

Podobno osoby urodzone 28 grudnia dzięki gorliwości, wytrwałości i umiejętności koncentrowania się na swej pracy mogą liczyć na powodzenie.   Nie jestem jakimś zwolennikiem astrologii, ale skoro tak uważał Jan Starża Dzierżbicki prezes przedwojennego Polskiego Towarzystwa Astrologicznego, niekwestionowany autorytet… Ktoś, kto w czasach, gdy jeszcze nie było na świecie największych klasyków rocka, przypisał osobom urodzonym 8 grudnia jak Jim Morrison,   frontman The Doors, zdolności muzyczne i zbyt silne poczucie niezależności , osobom urodzonym 9 października   jak John Lennon – umysł czujny, ostry, oryginalny i bardzo aktywny , zaś tym, którzy przyszli na świat 19 stycznia jak Janis Joplin -   charakter niezależny, obdarzony wiarą w siebie, nieraz ekscentryczny… Mój rozmówca urodził się właśnie 28 grudnia i – jak sądzę – faktycznie może mówić o życiowym powodzeniu. Od przeszło   30 lat jako śpiewający frontman i współautor repertuaru z powodzeniem prowadzi zespół Farben   Lehre, mają