Przejdź do głównej zawartości

Piękna historia. Rozmowa z Piotrem Nalepą.

 Breakout istnieje, tak zatytułowałem duży artykuł o Tadeuszu Nalepie, który w 1991 roku trafił do pierwszego numeru miesięcznika „Tylko Rock”, założonego przez mnie z kolegą i ukazującego się do tej pory (z tym że od blisko dwudziestu lat  jako „Teraz Rock”). Ściślej biorąc, legendarnego zespołu już wtedy od dawna nie było (tytuł sygnalizował muzyczną konsekwencję mojego bohatera). Niestety, i nie ma z nami Tadeusza od 2007 roku. Ale mimo to nadal obecna jest jego muzyka, szczególnie ta z Breakoutowych czasów.

 A potwierdzeniem jej żywotności, obok kolejnych reedycji płyt i wydań archiwaliów,  jest rosnąca liczba utworów, które stają się standardami muzycznymi, chętnie granymi przez wykonawców różnej proweniencji. Jak też popularność – trwającego już kilkanaście lat - projektu koncertowego Piotr Nalepa Breakout Tour, również z symfoniczną wersją. W tym tygodniu trafił do sprzedaży dodruk trzeciego, poszerzonego wydania  mojej książki Tadeusz Nalepa. Breakout absolutnie. Kończy go krótki uaktualniający dodatek, w którym nie zabrakło wypowiedzi Piotra Nalepy, syna naszego rockowego klasyka. Te kilka zacytowanych zdań pochodzi z obszernego wywiadu, który zamieszczam poniżej. I polecam jako suplement do mojej książki.  

- Co uważasz za najważniejsze dla ciebie jako muzyka z tych ostatnich blisko 10 lat, bo tyle czasu upłynęło od twojej wypowiedzi, która trafiła do trzeciego wydania mojej książki o twoim ojcu, Tadeusz Nalepa. Breakout absolutnie

PIOTR NALEPA: Koncerty. Było ich całkiem sporo. Ciekawe, że projekt Piotr Nalepa Breakout Tour trwa już tyle lat! Nie spodziewałem się tego. W 2008 roku, kiedy zaczynaliśmy, miało to być kilka koncertów, a potem okazało się, że gramy więcej i więcej. 

- Kilka lat temu doszedł też projekt Breakout Tour Symfonicznie.

PIOTR NALEPA: Cały czas to, co robię z muzyką ojca, nazywa się Piotr Nalepa Breakout Tour . Kiedy gramy z orkiestrą symfoniczną, dodaję do  tego „symfonicznie” i tyle. To nie jest odrębny projekt.  W latach 2017-19  zagraliśmy z orkiestrami około dwudziestu koncertów  na terenie całego kraju, a także za granicą. Trasa symfoniczna to pomysł Roberta Lubery [muzyczny partner Piotra, znany też  jako szef zespołu Nie-Bo – W.K.], natomiast aranżacje zrobił Michał Jurkiewicz  -  moim zdaniem bardzo piękne. W odróżnieniu od orkiestrowych aranżacji muzyki rockowej czy bluesowej, które wcześniej poznałem, te nie są nudne. Poza tym projektem przez ostatnie lata  u mnie twórczo nie działo się zbyt wiele…  Wcześniej po prostu grałem muzykę mojego ojca. Natomiast koncerty z orkiestrami symfonicznymi  otworzyły przede mną jakby zupełnie inne horyzonty. Dzięki tym koncertom dojrzałem inne oblicze tych piosenek. Zacząłem trochę inaczej słuchać tej muzyki.

- Czy uważasz, że wpłynęło to też na twoje solówki gitarowe?

PIOTR NALEPA: Czy ja wiem? Partie solowe zawsze  są dla mnie otwartą kartą. Oczywiście po latach grania korzysta się z pewnych schematów, ale ja nie potrafię zagrać dwa razy tak samo w solówce. Solówka to dla mnie zawsze improwizacja. 

- Tak mi już kiedyś mówiłeś dla „Teraz Rocka”.

PIOTR NALEPA:  Oczywiście granie z orkiestrą wymaga olbrzymiej dyscypliny, to nie jest szarpanie strun w klubie, to zawsze poważna sprawa. Na scenie jest przecież kilkadziesiąt osób – i ja to polubiłem!  Taki koncert to oczywiście pewien kompromis. Dla każdego dyrygenta czy skrzypka gitara elektryczna, bas i perkusja zawsze będą za głośno (śmiech), więc trzeba się jakoś wzajemnie dopasować. Tego się nauczyliśmy grając z orkiestrami. Było to wspaniałe muzyczne przeżycie i mam nadzieje, że jeszcze do tego wrócimy. 

- Miałeś propozycję nagrania koncertu z cyklu Piotr Nalepa Breakout Tour Symfonicznie? Te występy robią duże wrażenie, są szczególnym ukoronowaniem dorobku Tadeusza Nalepy i bardzo byłoby szkoda, gdyby nie pozostało po nich jakieś fonograficzne świadectwo. Bo występy z mniejszym składem od razu zapowiadałeś jako projekt koncertowy, choć zastrzegałeś  się rozmawiając ze mną przed laty: być może jednak dojdziemy do tego, że warto nagrać album live

PIOTR NALEPA: Uważam, że to, co Breakout miał nagrać na płytach, to nagrał, i dlatego wzbraniam się przed nagrywaniem w studiu coverów kompozycji ojca z tamtych czasów. Dla mnie jest fajna ta energia koncertowa, której nie da się uzyskać w nagraniu studyjnym. Faktycznie trochę inny stosunek mam do Piotr Nalepa Breakout Tour Symfonicznie, nie ukrywam, próbowaliśmy to nagrywać. Ale mieliśmy jakiś niefart do nagrań koncertowych. Jeżeli jedna z kilkudziesięciu osób zagra jakiś fałszywy dźwięk, co zawsze może się zdarzyć, to materiał już może nie nadawać się do publikacji. A kiedy nam wszystko wyszło perfekcyjnie  i jeszcze była znakomita energia to nastąpiły problemy techniczne… i nic się nie nagrało.

- W trakcie Piotr Nalepa Breakout Tour Symfonicznie towarzyszyły wam różne markowe orkiestry, jak na przykład Orkiestra Opery i Filharmonii Podlaskiej czy Toruńska Orkiestra Symfoniczna. Gdybyście tak zagrali kilka koncertów z jedną z owych orkiestr na pewno łatwiej byłoby wybrać  to nagranie live do wydania.

PIOTR NALEPA: Tak. Ale nigdy nie mieliśmy jednej tej samej orkiestry choćby dwa razy pod rząd. Już ze względów finansowych jeżdżenie po kraju z orkiestrą symfoniczną nie miałoby sensu, bilety musiałyby być wtedy pewnie po 700 złotych. Poza tym zazwyczaj odwiedzaliśmy różne filharmonie i było niejako naturalne, że graliśmy tam z miejscowymi muzykami, z różnymi dyrygentami.  I jest to piękna historia – poznać te różne miejsca, tych wszystkich ludzi, różne charaktery tych dyrygentów.  Choć… podejrzewam, że kilku z nich mój ojciec, znając jego bezkompromisowe podejście do pewnych spraw, by “zwolnił” (śmiech).  Ja z ciekawością uczyłem się obcować z tym innym muzycznym światem i bardzo mi się to spodobało.  

- Wrażenia z samych koncertów?

PIOTR NALEPA: Zwykle sale były pełne... W Chicago graliśmy w Copernicus Center, gdzie występowałem z zespołem ojca 29 lat wcześniej. Teraz mój zespół grał tam z orkiestrą imienia Paderewskiego. Tylko, niestety, prezydent Duda zepsuł nam trochę frekwencję (śmiech). Taki koncert przygotowuje się kilka miesięcy i potem już nic nie można zmienić, już szczególnie terminu, a tu nagle Duda przyjechał do Chicago i Polacy pojechali go witać, stało się to najważniejszym wydarzeniem tego dnia. Spotkanie z prezydentem przeciągnęło się i niektórzy do Copernicus Center już nie dojechali.  A potem były telefony: Ojej, jak żałujemy, że nas nie było (śmiech). 

- To był wasz jedyny koncert w Chicago?

PIOTR NALEPA: Jedyny symfoniczny, dlatego tym bardziej szkoda mi tych, którzy nie dotarli. Orkiestra była znakomicie przygotowana.

- Słyszałeś, co mówili muzycy z orkiestr symfonicznych na temat swego udziału w takim przedsięwzięciu jak Breakout Tour Symfonicznie?

PIOTR NALEPA: Zawsze spotykaliśmy się z ciepłym przyjęciem. Widziałem, jak się uśmiechali i  jak chodziły im stópki podczas grania (śmiech). Nieskromnie powiem, że  wszyscy byli zadowoleni: my, publiczność i muzycy z orkiestry. 

- Szeroka publiczność na pewno dobrze zapamiętała twój udział w koncercie Ani Rusowicz, z Woodstocku Jurka Owsiaka z 2015 roku. Twoja gitarowa partia kapitalnie ubarwiła  Poszłabym za tobą, cover  jednego z pierwszych Breakoutowych przebojów.  Czy łatwo cię namówić, abyś jako gość zagrał w utworze z repertuaru twojego ojca? Wtedy od razu się zgodziłeś?

PIOTR NALEPA: Jestem zapraszany do różnych projektów, ale tak naprawdę komfortowo czuję się z własnym zespołem. Bo, niestety, przy okazji różnych, zwykle charytatywnych koncertów, w których zgodziłem się uczestniczyć, często okazywało się, że ktoś był nieprzygotowany albo coś się nie zgadzało, jeśli chodziło o sprzęt.  Tak więc przy całej sympatii do tych, którzy mnie zapraszają , unikam występów na zasadzie: Panie Piotrze, my tutaj mamy zespół, może pan przyjedzie… Zawsze mówię wtedy, że jeżdżę tylko ze swoim zespołem. Natomiast w przypadku Ani Rusowicz i największego festiwalu muzycznego w Europie, po prostu nie mogłem odmówić. Tak samo chętnie wystąpiłem jako gość z Organkiem w kilku utworach podczas Suwałki Blues Festiwal 2018.

- Kilkanaście lat temu ukazała się z inicjatywy  Jana Borysewicza coverowa płyta W hołdzie Tadeuszowi Nalepie, w nagraniu której wzięli udział muzycy z krajowej czołówki rockowej, ty zresztą też miałeś swój wkład. Kompozycje twojego ojca również nagrywali na własne płyty przeróżni wykonawcy – i IRA,  i Maciej Maleńczuk, i nawet De Mono. Trudno się oprzeć wrażeniu, że coraz więcej kompozycji Tadeusza Nalepy staje się muzycznymi standardami. Utwory te z roku na rok okazują się coraz bardziej popularne wśród krajowych muzyków, już nie tylko z rodzimego bluesowego kręgu, który dawno temu uznał Tadeusza za klasyka… A jak ty to odbierasz?

PIOTR NALEPA: Paulina Przybysz ze swoim zespołem wkrótce wyda płytę Tribute To Breakout. I rzeczywiście ostatnio jest taka tendencja – kiedy zaczynaliśmy z Piotr Nalepa Breakout Tour,  to  ja z tamtych czasów  nie pamiętam wielu zespołów coverujących Breakout, poza ściśle bluesowym kręgiem. A w tej chwili jest ich dość sporo… Jest też tak, że często, gdy wchodzę do jakiegoś klubu, muzycy zaczynają grać Kiedy byłem małym chłopcem (śmiech). To z jednej strony fajne, z drugiej – trochę krępujące dla mnie. Ale cieszy mnie, że ta muzyka żyje i ma tyle wcieleń. Już nawet nie jestem w stanie policzyć, ile rozmaitych wersji różnych utworów ojca słyszałem!

- Co dziś najbardziej cenisz u niego jako muzyka?

PIOTR NALEPA:  To, co zostało - właśnie kompozycje.  Jeżeli po 50 latach utwór jest grany i doskonale odbierany przez słuchaczy, a muzycy, którzy go wykonują, nie nudzą się, to znaczy, że jest to dobra muzyka. Dobrze napisana. Jest to też moje odczucie, bo ja to teraz wykonuję - czasami z młodymi muzykami orkiestr symfonicznych i te utwory wtedy też się sprawdzają! Na tym polega przede wszystkim, jak się przekonałem, jego wielkość. 

- Twój ojciec jako gitarowy solista. Co byś powiedział po latach?

PIOTR NALEPA: Powtórzę to, co mówiłem w mojej wypowiedzi do książki Breakout absolutnie. Jako gitarzysta miał zawsze niepowtarzalny styl i taką prostotę w grze, w dobrym znaczeniu tego słowa. Nie biegał bezmyślnie po gryfie, jak to robi wielu gitarzystów.  Oczywiście spotykałem się ze skrajnie różnymi opiniami na temat mojego ojca jako instrumentalisty.

- W mojej książce Andrzej Nowak opowiada, jak to twój ojciec dawał mu lekcje gry na gitarze, swoją metodą przekonał, że chodzi o kilka, ale konkretnych dźwięków.

PIOTR NALEPA: Wyczucie czasu w trakcie gry, pauzy, to są rzeczy, których niektórzy gitarzyści uczą się przez długie lata. Mój ojciec, jak mi się wydaje, to prostu miał. I jest za to ceniony przez innych muzyków.

 - Powróćmy do tematu Breakoutu, ale trochę inaczej.  Jako dzieciak i jako młody chłopak  miałeś okazje obserwować od kulis koncerty tego najsłynniejszego zespołu twojego ojca, byłeś też przy nagrywaniu niektórych utworów. Niedawno dowiedziałem się od ciebie, iż na płycie Ogień, korzystając w aranżacji z dwóch gitar akustycznych, Tadeusz nie nagrywał sam playbackowo drugiego instrumentu, ale zatrudnił jako drugiego gitarzystę Jerzego Goleniewskiego, basistę Breakoutu. Nie można tego dowiedzieć się z opisu longplaya. Liczę na jeszcze inną tego rodzaju ciekawostkę.

PIOTR NALEPA: Jeszcze trochę pamiętam, ale nie potrafię teraz wybrać… W twojej książce jest sporo takich ciekawostek i bardzo się cieszę z tego obecnego dodruku. A w przypadku utworu Liście zabrał wiatr, bo o nim mowa, mam po prostu taki obrazek w głowie, jak siedzą w studiu z gitarami mój ojciec i Goleniewski. I nagrywają w duecie.

- Po  polepszonym, 24-bitowym remasteringu płyt Breakoutu , którego dokonałeś z Bogdanem Żywkiem (w przypadku niektórych  albumów, wyjąwszy płyty Mira, Ogień, NOL i ZOL, był to drugi wasz remastering, po pierwszym dla Yesterday w 2000), ich edycje na CD, od 2005 roku, brzmią świetnie. Szczególnie zyskały NOL i ZOL. Teraz łatwiej mi zrozumieć, dlaczego twój ojciec powiedział mi, że te longplaye są wśród jego ulubionych z Breakoutowej dyskografii. Bo pierwsze, winylowe wydania, z których korzystałem pisząc felietony o tych longplayach do mojej książki, wypadały nieszczególnie od strony produkcyjno-brzmieniowej...  A  ty, które płyty Breakoutu najbardziej lubisz?  

PIOTR NALEPA: Mam wielki sentyment do Na drugim brzegu tęczy, podoba mi się to brzmienie. Blues i Karate są genialne, ale… tak naprawdę wszystkie płyty są dla mnie piękne i ciekawe. Pamiętam okoliczności ich powstania, atmosferę w zespole i w mojej rodzinie. To jest również moja historia.

- Nie zdążyłem zapytać o to twojego ojca. W serii remasterowanych reedycji płyt Breakoutu z 2005 roku longplay NOL ukazał się z bonusem, z dodanym, zapomnianym  utworem Na naszej drodze. Ale z kolei album Na drugim brzegu tęczy wyszedł pozbawiony bonusowego Za siódmą górą, numeru z debiutanckiego singla Breakoutu, dołączonego tylko do pierwszej, Digitonowej edycji CD wspomnianego longplaya – utworu będącego niezłą ciekawostką, bo z Józefem Skrzekiem anonimowo grającym tu na fortepianie. Dlaczego wznowienie albumu z  2005 roku nie zawiera tej piosenki ? 

 PIOTR NALEPA: Mastering robiliśmy zgrywając materiał z oryginalnych taśm. Na taśmie NOL znajdował się utwór Na naszej drodze, który nie wszedł na longplay z powodu ograniczenia czasowego płyty. Prawdopodobnie numeru Za siódmą górą nie było na taśmie z albumem Na drugim brzegu tęczy. Żałuję, że wtedy nie zwróciłem na to uwagi.   

- Zdarza ci się słuchać płyt Tadeusza Nalepy bez Breakoutu, w tym także tych, na których grasz w zespole ojca?

PIOTR NALEPA: Rzadko. To wspaniały kawał mojej historii, ale niestety, te płyty nie mają już takiej siły przebicia jak te Breakoutowe.

- Moim zdaniem wiele utworów z tych „solowych” albumów też wręcz zyskuje z upływem lat... A może byś teraz powiedział czy słuchasz współczesnego rocka? Jeśli tak – to czego?

PIOTR NALEPA: Słucham tego, na co przypadkiem się natknę. Nie jestem już takim fanem jak kiedyś – żeby kolekcjonować płyty, śledzić nowości. Mam tego rocka wystarczającą ilość w głowie (śmiech). 

- Jako słuchacz przestawiłeś się na inne gatunki?

PIOTR NALEPA: Zacznę od tego, że w jakimś sensie zazdroszczę ludziom, którzy hołdują jednemu rodzajowi muzyki. Na przykład są fanami Lynyrd Skynyrd i zbliżonej twórczości. I to im wystarcza.

- Ja takim osobom współczuję, sądzę, że to właściwie wyklucza rozwój muzycznych zainteresowań, zubaża. Ja sam, mimo fascynacji rockiem i jazzem, zawsze słuchałem różnej muzyki. Szybko stwierdziłem, że po Cream i Milesie Davisie mogę z przyjemnością i zainteresowaniem słuchać na przykład symfonii Mahlera czy Brucknera.

PIOTR NALEPA: Ja zawsze miałem taką „muzyczną schizofrenię”, równocześnie słuchałem bluesa, punk rocka, muzyki klasycznej, free jazzu i muzyki afrykańskiej (śmiech). 

- Kiedy  kilkanaście lat temu spytałem cię dla „Teraz Rocka” o twój rockowy zespół wszech  czasów, odpowiedziałeś tak, jak powiedział mi Tadeusz: Led Zeppelin. Jak jest teraz?

PIOTR NALEPA: Nie zmieniłem zdania. Mogę długo ich nie słuchać, ale gdy włączę sobie… to dzieje się magia. Oczywiście mam ich wszystkie albumy.

- Porozmawiajmy teraz o obecnych, ponurych, covidowych czasach. Jak ci się w nich żyje?

PIOTR NALEPA: Ciężko. Udało mi się zagrać kilka koncertów, ale izolacja, smutek, niepewność, śmierć wśród znajomych… Mnie ta sytuacja przygnębiła.  W czasie pandemii w Tarnowskim Centrum Kultury nagraliśmy koncert  Piotr Nalepa Breakout Tour Symfonicznie, bez publiczności. Wspaniały dyrygent, muzycy orkiestry przygotowani, ale… Gdy wyszedłem na scenę i zobaczyłem przed sobą tę pustą salę… to nie sądziłem, że to będzie dla mnie tak smutne przeżycie. To było w grudniu zeszłego roku. Prawdopodobnie wydamy zarejestrowany materiał na CD, bo muzycznie wszystko się tam zgadza. Będzie pamiątka na piętnastolecie działalności.

- Znam twoją skromność, niechęć do stawania w pełnym świetle. Jednak może pomówmy o twojej niewątpliwej popularności, jako jednego z wyróżniających się muzyków i – nie możesz przecież przed tym uciec – jako syna jednego z klasyków rodzimego rocka i bluesa. Jak to w ostatnich latach wygląda na codzień. Dużo dajesz autografów? Jesteś rozpoznawany na ulicy? 

PIOTR NALEPA: Zdarza się. Ludzie też robią sobie ze mną zdjęcia, chcą pogadać. Po koncertach przynoszą winyle sprzed lat z prośbą, abym się na nich podpisał, słucham opowieści o tym, jak Breakout grał w danym miejscu w 69 czy 72 roku… To jest bardzo piękna przygoda. Ale też cieszę się, że nie jest to w jakiejś wielkiej skali – jako dziecko mogłem obserwować, jak z takim wybuchem szalonej popularności męczyli się moi rodzice na przełomie lat 60 i 70. Można było zwariować.

- Twój główny instrument to od lat   ten niebieski Fender.

PIOTR NALEPA: Fender Stratocaster Ultra. Mam tę gitarę od ćwierć wieku, najlepiej leży mi pod ręką. Mam też kilka innych instrumentów, ale ta gitara jest moją ulubioną. Są gitarzyści, którzy zmieniają instrumenty do poszczególnych utworów, są tacy, którzy je kolekcjonują. Ja do takich nie należę.

- Próbowałeś grać na koncertach na gitarach ojca?

PIOTR NALEPA:  Nie próbowałem, ja gram na mojej gitarze (śmiech).

- Na ostatniej studyjnej płycie Tadeusza, Sumienie,  znalazły się dwie twoje kompozycje, wcześniej na album twojego ojca trafiła jako bonus  inna muzyczna wizytówka Piotra Nalepy, udana piosenka Co mogę jeszcze dać, zresztą z twoją efektowną solówką. Czy może szykujesz jakieś kolejne kompozycje?  

PIOTR NALEPA: Pisałem też dla kilku innych wykonawców, między innymi dla Janusza Panasewicza, Kasi Kowalskiej czy Kostka Yoriadisa. Ale komponowanie odpuściłem sobie jakiś czas temu. Właściwie nie wiem, dlaczego. Chyba straciłem chęć pisania dla innych. Były pomysły, żeby część moich kompozycji pogodzić na koncertach z dorobkiem ojca, ale byłem zdecydowanie temu przeciwny. Albo będę grał swoje, albo Breakout. To są dla mnie dwa różne światy. Dokonałem wyboru. Oczywiście, zdarza się jeszcze, że piszę sobie jakieś rzeczy. Ale jak na razie tak zwana „kariera” poszła w innym kierunku.    



Autoportret, który Piotr Nalepa zrobił sobie w windzie hotelu w Suwałkach, w 2018 roku. Dlaczego w windzie? Jak mi powiedział, podobało mu się światło w tym miejscu.


Obecny dodruk książki kończy krótki uaktualniający dodatek, w którym nie zabrakło wypowiedzi Piotra Nalepy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Będziemy siadać przy stole, a Marek znów zacznie malować. Rozmowa z Bożeną Ałaszewską.

Gdy rozmawiałem z Markiem Ałaszewskim dla „Teraz Rocka” po ukazaniu się jego albumu Laufer , w pewnym momencie powiedział mi ze śmiechem: Jak będę miał 90 lat, to nie wiem, czy dam jeszcze radę płytę nagrać. Postanowiłem więc nie za dwadzieścia jak możnaby się spodziewać, lecz za dwa lata nagrać następną… 70-letni wtedy Ałaszewski poinformował, że pisze też rzeczy na orkiestrę i chóry, i taka będzie jego następna płyta po ostro rockowym Laufrze … Niestety, nie powstała. Pozostał artystą wydającym co dwadzieścia lat longplay-wydarzenie. Pierwszym i najsłynniejszym jest Mrowisko . Longplay nagrany został dokładnie 50 lat temu, w marcu 1971 roku, a jego zawartość nadal przykuwa uwagę, świetnie się broni.

Nie będę psuł legendy. Rozmowa z Andrzejem Nowakiem.

  Jest naprawdę śliczny   – zapewnił mnie Andrzej Nowak podczas naszej rozmowy w końcu czerwca. A chodziło o jego najnowszego Harleya-Davidsona, model cywilny z 1942 roku, którego z pomocą teścia skompletował i który powiększył jego i tak już imponującą kolekcję motocykli tej legendarnej marki. Andrzej rozmawiał ze mną przez telefon siedząc obok Harleya w swoim warsztacie, wyjątkowo ważnej części jego – jak mawia - „posiadłości” pod Głubczycami, gdzie od lat mieszka z żoną, Justyną, pod ochroną swoich ukochanych pitbulli.

„Na zdrowie” wypiją wszyscy. Rozmowa z Wojciechem Wojdą.

Podobno osoby urodzone 28 grudnia dzięki gorliwości, wytrwałości i umiejętności koncentrowania się na swej pracy mogą liczyć na powodzenie.   Nie jestem jakimś zwolennikiem astrologii, ale skoro tak uważał Jan Starża Dzierżbicki prezes przedwojennego Polskiego Towarzystwa Astrologicznego, niekwestionowany autorytet… Ktoś, kto w czasach, gdy jeszcze nie było na świecie największych klasyków rocka, przypisał osobom urodzonym 8 grudnia jak Jim Morrison,   frontman The Doors, zdolności muzyczne i zbyt silne poczucie niezależności , osobom urodzonym 9 października   jak John Lennon – umysł czujny, ostry, oryginalny i bardzo aktywny , zaś tym, którzy przyszli na świat 19 stycznia jak Janis Joplin -   charakter niezależny, obdarzony wiarą w siebie, nieraz ekscentryczny… Mój rozmówca urodził się właśnie 28 grudnia i – jak sądzę – faktycznie może mówić o życiowym powodzeniu. Od przeszło   30 lat jako śpiewający frontman i współautor repertuaru z powodzeniem prowadzi zespół Farben   Lehre, mają