Przejdź do głównej zawartości

Nie do zastąpienia. Rozmowa z Michałem Wilczyńskim.

Firma GAD Records nie spuszcza z tonu. Już trudno sobie wyobrazić polski fonograficzny pejzaż bez jej ciekawych wznowień i kompilacji. W zeszłym roku wydała na CD około 40 pozycji, do tego 10 na winylu. Wychodzę z założenia, że co by się nie działo, powinniśmy zajmować się wydawaniem płyt, dopóki tylko można - nadal  zapewnia mnie Michał Wilczyński, założyciel i szef tego wydawnictwa, gdy rozmawiam z nim w początku lutego.

Jednak - tak jak w trakcie wywiadu sprzed półtora roku - rozmawialiśmy nie tylko o GAD Records. Wilczyński jest bardzo interesującym rozmówcą. Dowód poniżej.

STRASZNIE DUŻO     

- Mamy już luty, ale skoro i panu, i mnie tematy płytowe są tak bliskie, może zacznijmy od krótkiego podsumowania 2022 roku w tej dziedzinie. Również w minionym roku, jak sądzę, ukazało się na świecie (i w Polsce) sporo ciekawych, bardzo udanych płyt. Jednak też, tak jak w poprzednich latach, trudno było wychwycić choćby większość tego, co najbardziej godne uwagi. Wychodzi mnóstwo albumów, i debiutantów, i młodych formacji, i weteranów. Nawet,  jeśli tylko skoncentrować się na szeroko pojętym rocku – nie brak gwiazd, lecz już od szeregu lat brak wyrazistej czołówki, brak wiodących nurtów, dane dotyczące sprzedaży nie charakteryzują sytuacji w takim stopniu, jak bywało to w czasach dominacji fizycznych nośników, mamy epokę serwisów streamingowych i popularności koncertów. Brak ułatwiających orientację punktów odniesienia:  kryterium ilości wyświetleń materiału w sieci, to nie zawsze pewny sygnał, często raczej dowód sondowania muzycznej zawartości nowego wydawnictwa przez słuchaczy, niż potwierdzenie prawdziwego sukcesu rynkowego czy artystycznego.

MICHAŁ WILCZYŃSKI: Zgadza się. Nowej muzyki  jest strasznie dużo, momentami jakby za dużo (śmiech). To przytłacza słuchacza i może dezorientować. Teraz już każdy może być wydawcą, chociaż nie każdy powinien (śmiech). Dzięki Internetowi miało być łatwiej debiutantom, a w praktyce - trudniej się przebić. Tym bardziej, że – jak pan już zauważył  - klasycy i  znani artyści w różnym wieku wcale nie zamierzają wycofywać się z fonograficznego rynku i mogą liczyć na tysiące wiernych fanów-nabywców.

- Rok 2022 był rokiem nowych płyt Jethro Tull, Rammstein, Muse, Elvisa Costello, Saxon, Scorpions, Marillion, Red Hot Chili Peppers, Yeah Yeah Yeahs, The Mars Volta… Długo można by wymieniać tych megaznanych, którzy o sobie w taki sposób przypomnieli, często po długich przerwach. Przy takiej – trudnej do ogarnięcia przez słuchacza – „klęsce muzycznego urodzaju” poprzestanę na stwierdzeniu, że jeśli chodzi o rock ze świata, kilka albumów szczególnie zwróciło moją uwagę i nie będą to jakieś nowe lub nieznane u nas twarze, bo aby być pod tym względem rzetelnym musiałbym stworzyć osobny ranking, gdzie na przykład Michael Head & The Red Elastic Band ścigałby się z Yard Act. Ograniczę się więc do uznanych od lat artystów, którzy kultywują swój styl, lecz nadal potrafią wnieść coś nowego. Będą to: album Fear Of The Dawn Jacka White’a (zadziorny i ciekawie brzmiący), Autofiction Suede (swoiście mocny i wysmakowany), The Car Arctic Monkeys (łagodny i intrygujący), Earthling - solowy Eddie Vedder (pełen repertuarowego rozmachu i wokalnej siły) , Under The Midnight Sun The Cult (przypomnienie o atutach hardrockowej stylowości). A jak wygląda pana lista?

MICHAŁ WILCZYŃSKI: Wróciłbym do Under The Midnight Sun The Cult. Też mi się ta płyta podoba. Jak dla mnie nareszcie nagrali album, jaki chciałem usłyszeć, będąc zwolennikiem ich wczesnego okresu twórczości… Ale przede wszystkim wyjątkowo spodobał mi się zeszłoroczny album Porcupine Tree, Closure/Continuation, bo z jednej strony to rzeczywiście jakby „ciąg dalszy”, ale z drugiej – partie basowe zagrał tym razem sam Steven Wilson i wyszło zupełnie inaczej! Ta płyta to znana formuła, ale pokazana na nowo i dlatego chyba jest numerem jeden na mojej liście zagranicznych albumów 2022 roku. Obawiam się tylko, czy w tym moim podsumowującym rockowy 2022 rok rankingu dałbym radę podać pierwszą piątkę… Potrzebowałbym jeszcze czasu,  i pewnie jakiejś perspektywy, aby dokonać takiego wyboru i być do niego całkowicie przekonanym. Wśród nowych rzeczy trudno odróżnić płyty dobre od wybitnych: takie czasy. W dodatku to, że z powodów zawodowych muszę słuchać bardzo dużo starej muzyki, wcale nie jest ułatwieniem… A odskakując od rockowych spraw: bardzo przypadł mi do gustu elektroniczny projekt The Advisory Circle, kompozytorki i producentki Cate Brooks, płyta Full Circle. Mam wrażenie, że czerpie ona z muzyki filmowej oraz tak zwanej „library music”, ma to bardzo ciekawy klimat. I wyróżnia się na tle obecnej muzyki elektronicznej, której przecież powstaje mnóstwo.

WYJĄTKOWE ZJAWISKO

-  Sądzę, że rok 2022 był też bardzo dobry dla muzyki rockowej i „okołorockowej” w Polsce. Przyznam, że jakoś szczególnie wciągnął mnie i zafascynował  album Premiera Voo Voo. Wiadomo, że Wojciech Waglewski to wspaniały muzyk, charakterystyczny wokalista i oryginalny autor tekstów, które dają do myślenia, ale mimo wszystko trudno się nie zdziwić: jak od tylu lat udaje mu się nagrywać raz po raz tak świetne płyty? Co za talent.

MICHAŁ WILCZYŃSKI: Zawsze podchodzę z szacunkiem do tego, co robi Waglewski i ta najnowsza płyta Voo Voo również mi się bardzo podoba. Lubię też jego muzykę filmową. Upraszczając trochę: tworzy wspaniale obrazki muzyczne.

- Trupa Trupa pozostaje na swym kapitalnie drażniącym, prowokującym i interesującym kursie i trudno nie wspomnieć o jej płycie B Flat A, gdy rozmawia się o najlepszych polskich płytach rockowych 2022 roku. Nie dziwi mnie ich międzynarodowy sukces.

MICHAŁ WILCZYŃSKI: Trupę Trupa z najnowszej płyty słuchałem dotąd tylko raz, więc nic tu nie dodam. Ale to na pewno wyjątkowe zjawisko.  

- Przyjemnie zaskoczył mnie Collage, płytą Over And Out. To wspaniały neoprogrorockowy powrót po latach, trudno wyobrazić sobie, żeby ta zreorganizowana grupa mogła zaproponować swoim fanom coś lepszego. Z płyt młodszych muzyków zaintrygował mnie drugi album grupy Obrasqi – Szepty ciszy. Śmierć Moniki Dejk-Ćwikły w grudniu 2022 roku, i to w tak młodym wieku, to niebywała tragedia. A w dodatku przerwała ogromnie obiecujący rozwój tej grupy, straciliśmy wokalistkę-zjawisko i szansę na niepowtarzalny, świeżo brzmiący zespół, swoiście indierockowy.

MICHAŁ WILCZYŃSKI: Odejście Moniki było dla mnie czymś nie do uwierzenia! Niebywałe nieszczęście. Półtora tygodnia przed tym wypadkiem widziałem się z nią w studiu Rock Serwisu, na imprezie podczas której śpiewała Imagine Johna Lennona z towarzyszeniem Michała Kirmucia. A wracając do Collage – to jest dokładnie taki materiał, jakiego się po nich spodziewałem. Album przygotowany z myślą o wiernych fanach, którzy ponad dwie dekady czekali na kontynuację tego, co Collage robili w latach 90. Powiem więcej – wydaje mi się, że ten materiał jest logiczną kontynuacją Moonshine i spokojnie mógłby się wtedy ukazać zamiast Safe. Pasuje i stylistycznie, i brzmieniowo. Ja słuchając tej płyty czuję się młodszy o te dwadzieścia parę lat (śmiech). Ciekawym materiałem jest także Zenith Acoustic Macieja Mellera, intrygująca od strony aranżacyjnej wariacja na temat jego debiutu z 2020 roku. Ale poza wymienionymi już tytułami trudno mi wskazać jakieś wyjątkowo mocne strzały na polskiej scenie. Ja jednak mam wrażenie, że większość wzięła trochę na wstrzymanie. Patrząc na pierwsze dwa miesiące 2023 roku widzę, że to będzie rok równie mocny, a może i lepszy: bardzo udane nowe Riverside czy zaskakujący, zaaranżowany z rozmachem debiut Tomka Kudelskiego, jak dla mnie,  zwiastują dobre dwanaście miesięcy.

CZEKAŁEM Z UTĘSKNIENIEM

- Może porozmawiajmy teraz o reedycjach i archiwaliach wydanych w zeszłym roku. Na świecie – zdaniem wielu - prym wiedzie beatlesowski Revolver , zremiksowany  przez Gilesa Martina, syna producenta i współautora sukcesów legendarnej czwórki, George’a Martina. Album oczywiście został poszerzony o bonusy. Też uważam ten nowy Revolver za wydarzenie, ale choć rozumiem intencje Martina juniora, wyrażone w wywiadzie dla „Mojo” (Częściowo robię to dla moich dzieci – ponieważ nie chciałem, żeby myślały, że Beatlesi to jakieś starocie), nie mogę do końca polubić nawet najlepszych remiksów. Wystarczają mi dobre remasteringi, co najwyżej gotów jestem potraktować remiksowanie jako swego rodzaju ciekawostkę, suplement brzmieniowy, naprawdę nie jestem zwolennikiem przesuwania instrumentów po kanałach stereo jak to ma miejsce w Taxman! A w dodatku mam wrażenie, że firmy płytowe próbują w ten sposób zastąpić osłuchane przez szeroka publiczność oryginały i podkręcić sprzedaż.

MICHAŁ WILCZYŃSKI: Czekałem z utęsknieniem na tę nową edycję albumu Revolver. Nie chodziło mi o nowe miksy stereo, które mnie też  nie przekonują. Chodziło mi – jak w przypadku ostatnich, poszerzonych wznowień Białego Albumu czy Abbey Road – o dodatkowe rzeczy, bonusy, demówki. Pod tym względem Revolver Special Edition trochę mnie rozczarował. Na pewno czymś cennym jest remaster oryginalnego mixu mono, jednak, jak myślę, dodatków mogło być trochę więcej, można było szerzej otworzyć to archiwum. Bo Revolver  to również dla mnie  jedna z najważniejszych płyt Beatlesów. Co za różnorodność!  Dla mnie Sgt. Pepper  to już tylko logiczna kontynuacja tej płyty, a nie jakiś nowy artystyczny  zwrot… Drugi album zasługujący moim zdaniem na tytuł „wznowienia roku” to Rage In Eden Ultravoxu, nie ukrywam - jestem fanem tego zespołu. Pierwsze albumy z Midge’em Ure’em to dla mnie absolutne mistrzostwo w odkrywaniu nowych pomysłów aranżacyjnych i odważnego, kreatywnego wykorzystywania syntezatorów. A do tego to są po prostu doskonałe piosenki. Rage In Eden ukazał się oczywiście zremiksowany przez Stevena Wilsona (śmiech), który w ostatnich  czasach niebywale się uaktywnił jako autor remiksów: Jethro Tull, King Crimson, Emerson, Lake & Palmer i tak dalej. Tu mamy na szczęście – jak w przypadku wydawnictw E,L&P, obok remiksu albumu, jego po prostu zremasterowany oryginał, z 81 roku. I poza tym: zapis koncertu z Hammersmith Odeon z epoki, dema oraz wersje utworów we wstępnych miksach. Naprawdę interesujące dodatki. Szczególnie materiały ze studia oraz robocze nagrania z prób pozwalają przybliżyć cały proces twórczy. Dla mnie – fascynująca rzecz.

- Przejdźmy może teraz do najlepszych polskich reedycji z roku 2022. Na pewno wydarzeniem były warnerowskie wznowienia na czarnych CD najważniejszych płyt Breakoutu, w ramach serii przeróżnych reedycji na 65-lecie Polskich Nagrań. Breakout ukazał się z pana tekstami w bookletach i w pełnym pietyzmu opracowaniu graficznym Łukasza Hernika z pana firmy GAD Records. Na pewno też godne uwagi jest wznowienie w tej jubileuszowej serii - niedostępnych na CD od blisko 30 lat - dwóch najważniejszych płyt Niebiesko-Czarnych. Czyli można znów zaopatrzyć się w Mamy dla was kwiaty i to z dołączonym materiałem-ciekawostką z epki, na której Wojciech Korda i spółka mocują się z wczesnymi numerami Jimiego Hendrixa. Szkoda tylko, że rock opera Naga, w przeciwieństwie do pierwszego kompaktowego wznowienia z 1995 roku, ma edytorsko ocenzurowany booklet: tym razem zabrakło sugestywnego zdjęcia Wojciecha Kordy z tego spektaklu, z faktycznie nagą statystką… Na szczęście jest tu też rozbudowany  komentarz Daniela Wyszogrodzkiego, dzisiejszemu odbiorcy przybliżający to niezwykłe przedsięwzięcie jak na polską estradę. Z kolei specjalizująca się tak jak GAD Records w muzycznych archiwaliach wytwórnia Kameleon Records zakończyła miniony rok naprawdę mocnym akcentem: wydała kompakt z nagraniami 74 Grupy Biednych, zespołu który w początku lat 70. był najprawdziwszą legendą rodzimego undergroundu, jednak żadne z jego wcieleń nie doczekało się płyty ani w tamtych czasach, ani do tej pory. A które z reedycji dokonanych przez pana firmę w 2022 roku szczególnie poleciłby pan słuchaczom? Jeśli odejść na chwilę od rocka: pewnego rodzaju perełką jest – jak uważam - kompilacja nagrań Orkiestry Polskiego Radia i TV w Łodzi pod batutą Henryka Debicha, Majówka z nagraniami z 1979 roku, takie przypomnienie, że bigbandowo-użytkowa muzyka stała u nas wtedy na wysokim poziomie.   

ABSOLUTNA TERRRA INCOGNITA  .

MICHAŁ WILCZYŃSKI: Jeśli chodzi o CD rockowe – udało nam się mocniej wejść w lata 80., z czego bardzo się cieszę. Ogród Wyobraźni, Rendez-Vous, Idee Fixe, Cytrus… Mam nadzieję, że uda nam się ten trend utrzymać i zaglądać do tej dekady, bo jednak przez ostatnie lata skupialiśmy się na szeroko pojętym rocku z lat 60. i 70. Dużo też było muzyki filmowej, nawet tej powstałej do bajek – bo i nie brak amatorów takich nagrań. Nawiązaliśmy wspaniałą współpracę ze Studiem Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej, zajęliśmy się digitalizacją całego ich archiwum dźwiękowego – pół tysiąca taśm! – i na bazie tego przygotowaliśmy osiem płyt, z jednej strony pokazujących animacje kultowe i wciąż przypominane, czyli Reksio czy Bolek i Lolek, ale z drugiej – jazzowe czy elektroniczne eksperymenty realizowane do filmów artystycznych, kierowanych do dorosłego widza. To absolutna terra incognita,  jeśli chodzi o sprawy wydawnicze.

- W muzyce rockowej  z lat 80., przypomnianej w zeszłym roku przez GAD Records, na pewno wyróżnia się efektowna reedycja jedynego longplaya – z 1986 roku – już przez pana wspomnianej, ciekawej grupy Rendez-Vous, prowadzonej przez Ziemka Kosmowskiego, mającej pewną słabość do The Police. Ale też Kosmowski zwierzył mi się w tamtych czasach w wywiadzie dla „Magazynu Muzycznego”: Odpowiada mi to, co robią Stranglers, nawet te ich ostatnie płyty. Po prostu lubię, gdy można dostrzec, że ktoś myśli. Płyta Rendez-Vous  nie tylko – jak to zwykle u was – jest świetnie zremasterowana i z dodaną muzyką z singla, z tego samego okresu, ale też z piosenkami wybranymi z innych kompilacji: Jeszcze młodsza generacja i Music From Poland At Midem ’86. Jest tu cały zachowany dorobek nagraniowy tej krótko działającej, łódzkiej grupy, bo taśmy z nagraniami radiowymi nie przetrwały. Płyta miała już kiedyś wznowienie w serii kompaktowej Niepokonani, ale to wydanie GAD Records zdecydowanie lepiej brzmi i jeszcze w przypadku tamtej edycji okładka była zmieniona.

MICHAŁ WILCZYŃSKI: Duże ukłony dla Damiana Lipińskiego, który to nasze Rendez-Vous zremasterował. Wspaniale udało się uratować ten materiał dla współczesnego słuchacza... Cieszę się też z wydania CD nowofalowej grupy Idee Fixe, Obudź się - jedynej, skompilowanej po latach płyty tego niesłusznie zapomnianego zespołu, z  nagraniami z festiwali jarocińskich  z 1984 i 1985 roku, a także z materiałami demo z tych samych lat. Można prześledzić, jak się ten zespól rozwijał. Warto dodać, że w tej grupie grał późniejszy autor książek o Jarocinie, Grzegorz K. Witkowski. A ja tym bardziej miałem ochotę to wydać, bo także w zeszłym roku opublikowaliśmy koncertowe archiwalia zespołu Cytrus, gdzie bazę stanowił zapis występów na festiwalu w Jarocinie, Bonzo. Live 1980-1985. Wydaliśmy też czteropłytowy zestaw studyjno-koncertowy zespołu Ogród Wyobraźni, 1979-1983, między innymi  z nagraniami z kilku festiwali jarocińskich i warszawskiego festiwalu Rock Jamboree. Ogród Wyobraźni  balansował na granicy czołówki krajowej muzyki rockowej tamtych czasów, ale z powodu fatalnego splotu  okoliczności nie wydał choćby jednej płyty i dopiero po latach Metal Mind przypomniał jego niektóre nagrania. My natomiast proponujemy jak najpełniejszy portret tej formacji. W podobnym duchu zrobiliśmy pod koniec 2021 roku antologię elektronicznej formacji Omni. W tym roku zresztą pociągnęliśmy temat dalej, znajdując pierwsze solowe nagrania Marcelego Latoszka z początku lat 80. Muzyka elektroniczna wciąż pozostaje ważnym filarem naszej działalności – dalej porządkujemy dyskografię i archiwa Władysława Komendarka, niebawem wracamy do twórczości Mikołaja Hertla i na pewno w katalogu pojawi się kilka nowych nazwisk z kręgu polskiej el-muzyki, których twórczością jeszcze się nie zajmowaliśmy.

OGROMNY WYBÓR

- Pozostając przy temacie festiwalowym: GAD Records wydał też w 2022 roku niezwykłą pozycję, czteropłytowy box dokumentujący pierwszy festiwal piosenki polskiej w Opolu, Opole 63.

MICHAŁ WICZYŃSKI: Dla mnie jako wydawcy było to o tyle ciekawe doświadczenie, ze wokół tego pierwszego Opola narosło wiele mitów, które dzięki materiałom z archiwum opolskiego radia można było obalić. Na przykład, jak to było z wyróżnionym utworem Pod papugami… który podobno w Opolu zaśpiewał Czesław Niemen, wtedy jeszcze Wydrzycki. Z zachowanych taśm wynika, że do niczego takiego nie doszło! Oczywiście musiałem dokonać pewnej selekcji materiału, ale i tak podsunęliśmy słuchaczowi ogromny wybór.

- A dlaczego zabrakło, zresztą nie zauważonej przez jury, piosenki Wiem, że nie wrócisz Czesława Niemena, wykonanej przez niego z akompaniamentem Niebiesko-Czarnych?

MICHAŁ WILCZYNSKI: Piosenka nie pojawiła się z powodów czysto technicznych. Nagranie dla Radia Opole – dokumentującego cały festiwal – akurat było bardzo złej jakości. Impreza była nagłaśniana i nagrywana z jakiegoś wozu transmisyjnego, wtedy jeszcze nie wymyślono, że konsoleta może być ustawiona na wprost estrady (śmiech). Chciałem jak najlepiej przekazać na tych płytach klimat pierwszego opolskiego festiwalu, ale też zależało mi na  jakości dźwięku i stąd konieczność pominięcia pewnych piosenek. Można za to posłuchać werdyktu jury i proroczych słów Jerzego Waldorffa, że chciałby, aby Opole stało się stolicą polskiej piosenki , pierwszy raz bodaj powiedział to wtedy publicznie… W sumie nasze wydawnictwo to rzecz jakoś ważna muzycznie, ale też bardzo ważna pod względem dokumentalnym. Te cztery kompakty to materiał wybrany z 43 taśm! Uważam, że jest większość tego, co powinno się znaleźć w takim zestawie. Fakt, jest dość skromny wybór z trzeciego, bigbeatowego dnia festiwalu , ale może uda się zrobić z występów z tego dnia dodatkowe, osobne wydawnictwo.

- Był to festiwal o świetnej obsadzie jak na polską estradę tamtych czasów i jej nowe talenty – wspomnę choćby tylko o Fryderyce Elkanie, Urszuli Dudziak, Bohdanie Łazuce, Tadeuszu Chyle, Krystynie Konarskiej, całym big beatowym kręgu spod znaku Czerwono-Czarnych i Niebiesko-Czarnych, z Heleną Majdaniec, Karin Stanek, Wojciechem Gąssowskim, Michajem Burano, Bernardem Dornowskim czy wspomnianym już Czesławem Niemenem -Wydrzyckim. Był to również festiwal, podczas którego Ewa Demarczyk wykonała  zupełnie niezwykłą Karuzelę z madonnami, skomponowaną przez Zygmunta Koniecznego, do wiersza Mirona Białoszewskiego.

MICHAŁ WILCZYŃSKI: Wracając do obalania mitów… Słuchając nagrań z festiwalu można przekonać się, że Jadwiga Świrtuń , która parodiowała inne piosenkarki - na przykład Violettę Villas - zrobiła wtedy wśród publiczności  większą furorę niż największe odkrycie festiwalu, niesamowita Demarczyk… Cóż,  jest też taka prawda o Opolu 63.

- Zeszły rok w katalogu GAD Records to także seria nieznanych dotąd koncertowych nagrań SBB, cykl Live Cuts.

MICHAŁ WILCZYŃSKI: Piąta płyta z tego cyklu ukaże się wkrótce. Mam taki plan: opublikować w tej serii 30 tytułów, w tym także płyty zawierające repertuar rozsiany dotąd po innych wydawnictwach – czy to jako bonusy, czy autonomiczne, pełne wydawnictwa. Chcę, żeby te koncertowe przygody SBB wyszły w jednym zestawie, uporządkowane, opisane jak trzeba, głównie premierowy materiał, ale także z takimi kilku płytami uzupełniającymi.

- Pana firma kontynuowała też w zeszłym roku  wydawanie  progresywnej muzyki z Czechosłowacji, interesujących rzeczy sprzed lat. Między innymi ukazał się zapowiadany wcześniej, dwupłytowy album grupy Energit, wyróżniającej się w nurcie jazzu fusion u naszych południowych sąsiadów w latach 70.

MICHAŁ WILCZYŃSKI: Co ciekawe: większość nakładu tych pozycji nadal biorą Czesi do swoich sklepów. Co dobrze rokuje na przyszłość, jeśli chodzi o naszą współpracę. Dlatego też w 2022 roku kontynuowaliśmy serię wznowień Jazz Q, prezentując Hvezdon. Jeszcze tylko Zvesti i mamy komplet reedycji tego doskonałego, wciąż działającego zespołu.

WIELKI OGIEŃ

- Chyba już czas na kilka słów o planach wydawniczych GAD Records na obecny rok.

MICHAŁ WILCZYŃSKI: Będziemy wracać do muzyki Andrzeja Korzyńskiego. Poza tym, że kilka następnych filmowych rzeczy się ukaże, opublikujemy także instrumentalne utwory nagrane przez jego radiowy zespół Ricercar 64. No i szukamy dalej po archiwach… będziemy kontynuować te nasze detektywistyczne działania (śmiech).

- Może porozmawiajmy o najwspanialszym zeszłorocznym rezultacie owych poszukiwań: fascynująca płyta z nagraniami radiowymi, dokumentująca występ na festiwalu jazzowym w Czechosłowacji zespołu Krzysztofa Komedy, w składzie z Tomaszem Stańko i Michałem Urbaniakiem. Czyli Krzysztof Komeda Quintet, Live In Praha 1964.

MICHAŁ WILCZYŃSKI: Udało nam się dotrzeć do taśm z archiwum czeskiego radia, odnaleźć Komedę i tak jak się spodziewałem, okazało się to wydarzeniem. Pierwszy nakład winylowego wydania już dawno się rozszedł, drugi powoli się kończy. Kompakt też bardzo ładnie się sprzedaje. Dla mnie to także dlatego wyjątkowy album, że Komeda kojarzony jest z dość chłodną muzyką, a już to, co tu gra sekcja rytmiczna Ostaszewski-Bartkowski to jeden wielki ogień!

- Rockowe pozycje GAD Records  przewidziane na ten rok, które pana zdaniem też powinny wzbudzić duże zainteresowanie…

MICHAŁ WILCZYŃSKI: W marcu powinniśmy wznowić Podwójną twarz Krzysztofa Cugowskiego z Crossem. Ukazało się to już kiedyś na CD, ale w bylejakiej wersji, w dodatku z trzeszczącego winyla. A teraz jeszcze będzie z oryginalną okładka i wydanie z bonusami radiowymi, mam zresztą wrażenie, że lepiej zabrzmiało to w radiu niż w czasie sesji płytowej… Odchodząc na moment od rocka – będzie soulowo-funkowy Andrzej Zaucha z lat 80. I  będziemy kontynuowali – jak już zapowiedziałem -  serię Live Cuts SBB. W lutym ukazuje się zapis koncertu SBB z sopockiej Opery Leśnej, dzień po festiwalu Pop Session 79 roku, z gościnnym udziałem trębacza Andrzeja Przybielskiego.  A potem wyjdzie koncert z lat 80. z Częstochowy, jeden wielki popis Anthimosa i Piwowara. Józek Skrzek tego wieczoru dał im wiele miejsca, chwilami przypomina mi to jamujące amerykańskie zespoły.

- A czy nie obawia się pan wszechogarniającej inflacji, która też może drastycznie odbić się na wynikach sprzedaży płyt? Nowości na CD w sklepach internetowych i w jedynej sieci handlowej zajmującej się u nas bezpośrednią sprzedażą fizycznych nośników muzyki już kosztują co najmniej 50 zł, najnowsza pozycja z serii Polish Jazz około - 70 zł  (Masovian Mantra), winyle zrobiły się dramatycznie drogie: longplaye z serii Polish Jazz to już sporo ponad 100 zł, jeśli chodzi o ostatnie edycje, zaś winyle z rockowej klasyki często lokują się między 150 a 200, za najnowszą płytę Ozzy’ego Osbourne’a  Patient Number 9 trzeba dać sto kilkadziesiąt, a w przypadku efektowniejszych, specjalnych wydań tej pozycji nawet 200 zł albo i więcej…  

MICHAŁ WILCZYŃSKI: Część naszych płyt CD jest już po 60 zł, ale to wynik działań największego w kraju dystrybutora, bo kupowane bezpośrednio u nas te same płyty kosztują 40 zł! Inflację, oczywiście odczuwamy, ale przez długi czas nasze kompakty oferowaliśmy po 35 zł. Bo wolę, żeby te płyty trafiały do szerszego grona słuchaczy i jeśli mogę proponować niższe niż u innych producentów ceny, to staram się je utrzymywać jak najdłużej. Mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości nie dojdziemy do 60-70 zł za CD, bo jest to cena absurdalna jak na możliwości polskiego rynku.

- Podobno jest jakieś światełko w tym tunelu: na świecie sprzedaż kompaktów ostatnimi czasy zaczęła rosnąć, w Stanach Zjednoczonych w 2021 roku nastąpił  kilkunastomilionowy wzrost w porównaniu z poprzednim rokiem, ale oczywiście są to ilości, którym daleko do tych najlepszych wyników, z początku obecnego stulecia. No i pytanie, czy to będzie stały trend? Fascynacja winylami jest zjawiskiem cennym, chyba nadal rośnie, ale zawsze będzie to kwestia większej lub mniejszej „niszy” rynkowej. Mimo wszystko napawa mnie optymizmem, że ta różnorodność dostępu do muzyki – sprzyjająca jej prawdziwym fanom - stała się czymś naturalnym. Nie grozi nam monopol Internetu. Internetu, który oczywiście ma swoje muzyczne zalety.  

MICHAŁ WILCZYŃSKI: Jestem zwolennikiem spokojnego podejścia. Ciągle słyszę, że winyl wraca do łask u klientów, że kaseta magnetofonowa ma się coraz lepiej… ale z perspektywy GAD Records bardzo mało się zmienia. U nas winyle to nadal  20-25 procent obrotu i to pasuje do mojej polityki: przy repertuarze, jaki proponuję, kompakt jest najlepszym, najpraktyczniejszym nośnikiem. Być może CD będzie traciło na znaczeniu przy modnych nowościach i najpopularniejszej rockowo-jazzowej klasyce, ale w przypadku pozostałych wznowień, ciekawych archiwaliów będzie to nadal nośnik nie do zastąpienia.


Wychodzę z założenia, że co by się nie działo, powinniśmy zajmować się wydawaniem płyt, dopóki tylko można. Michał Wilczyński i jego GAD Records na półkach, luty 2023. Fotografowała: Weronika Rosół.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Będziemy siadać przy stole, a Marek znów zacznie malować. Rozmowa z Bożeną Ałaszewską.

Gdy rozmawiałem z Markiem Ałaszewskim dla „Teraz Rocka” po ukazaniu się jego albumu Laufer , w pewnym momencie powiedział mi ze śmiechem: Jak będę miał 90 lat, to nie wiem, czy dam jeszcze radę płytę nagrać. Postanowiłem więc nie za dwadzieścia jak możnaby się spodziewać, lecz za dwa lata nagrać następną… 70-letni wtedy Ałaszewski poinformował, że pisze też rzeczy na orkiestrę i chóry, i taka będzie jego następna płyta po ostro rockowym Laufrze … Niestety, nie powstała. Pozostał artystą wydającym co dwadzieścia lat longplay-wydarzenie. Pierwszym i najsłynniejszym jest Mrowisko . Longplay nagrany został dokładnie 50 lat temu, w marcu 1971 roku, a jego zawartość nadal przykuwa uwagę, świetnie się broni.

Nie będę psuł legendy. Rozmowa z Andrzejem Nowakiem.

  Jest naprawdę śliczny   – zapewnił mnie Andrzej Nowak podczas naszej rozmowy w końcu czerwca. A chodziło o jego najnowszego Harleya-Davidsona, model cywilny z 1942 roku, którego z pomocą teścia skompletował i który powiększył jego i tak już imponującą kolekcję motocykli tej legendarnej marki. Andrzej rozmawiał ze mną przez telefon siedząc obok Harleya w swoim warsztacie, wyjątkowo ważnej części jego – jak mawia - „posiadłości” pod Głubczycami, gdzie od lat mieszka z żoną, Justyną, pod ochroną swoich ukochanych pitbulli.

„Na zdrowie” wypiją wszyscy. Rozmowa z Wojciechem Wojdą.

Podobno osoby urodzone 28 grudnia dzięki gorliwości, wytrwałości i umiejętności koncentrowania się na swej pracy mogą liczyć na powodzenie.   Nie jestem jakimś zwolennikiem astrologii, ale skoro tak uważał Jan Starża Dzierżbicki prezes przedwojennego Polskiego Towarzystwa Astrologicznego, niekwestionowany autorytet… Ktoś, kto w czasach, gdy jeszcze nie było na świecie największych klasyków rocka, przypisał osobom urodzonym 8 grudnia jak Jim Morrison,   frontman The Doors, zdolności muzyczne i zbyt silne poczucie niezależności , osobom urodzonym 9 października   jak John Lennon – umysł czujny, ostry, oryginalny i bardzo aktywny , zaś tym, którzy przyszli na świat 19 stycznia jak Janis Joplin -   charakter niezależny, obdarzony wiarą w siebie, nieraz ekscentryczny… Mój rozmówca urodził się właśnie 28 grudnia i – jak sądzę – faktycznie może mówić o życiowym powodzeniu. Od przeszło   30 lat jako śpiewający frontman i współautor repertuaru z powodzeniem prowadzi zespół Farben   Lehre, mają