Przejdź do głównej zawartości

Ważne rzeczy warto mówić. Rozmowa z Robertem Szymańskim.

- Rozmawiamy tuż po tegorocznym festiwalu opolskim. Wzięło w nim udział zaskakująco wiele zespołów z kręgu rodzimego rocka, nawet nadal punkowo-uderzeniowy Proletaryat, dla którego zresztą, mimo blisko czterdziestoletniej działalności, był to pierwszy występ na tej długowiecznej imprezie. Sobotni koncert okazał się bardzo udanym przeglądem dokonań rockowych weteranów, którzy w latach 80. tworzyli u nas estradową czołówkę, ich przeboje świetnie zniosły próbę czasu. Tytuł z pierwszej strony „Super Expressu”: Legendy rocka porwały Opole nie miał w sobie ani trochę przesady. Twój zespól Sexbomba nie trafił na deski 61. Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki, choć powstał we wspomnianej dekadzie, ale za to wydana tej wiosny wasza najnowsza płyta, Sztuczna inteligencja kontra prawdziwa głupota, osiągnęła pierwsza dziesiątkę krajowej listy sprzedaży, OLiS, i to zarówno jako CD, czy też jako winyl. Czyli także w Polsce rock ma się coraz lepiej? Bo podobno już tak dzieje się w Stanach Zjednoczonych. 

ROBERT SZYMAŃSKI: Nie mam telewizora od wielu lat i nie oglądałem tego koncertu, ale nie byłbym takim optymistą. Choć pewnym optymizmem napawa mnie udana współpraca z nowym wydawcą, Mystic Production, i nasza pozycja na OLiS, to nadal uważam, że ogólnie polskie media nadal są mało zainteresowane polską muzyką rockową, a jeszcze mniej taką, jaką gra Sexbomba.

- Jednak dobra sprzedaż albumu Sztuczna inteligencja kontra prawdziwa głupota, o punkującym brzmieniu w waszym stylu, jest jakimś sygnałem. Tak więc nie tylko Zenek Martyniuk i hip hop może obecnie zainteresować szerszą publiczność. Przed laty bez powodzenia wystąpiliście na festiwalu opolskim w konkursie premier - z żartobliwą,  „bigbeatową” piosenką Pojedźmy na Hel, bo w końcu lat 90. spróbowaliście przestawić się bardziej konsekwentnie na konwencjonalnie przebojowy repertuar. Dowodem album Hallo to ja, z dawką pastiszowych numerów i wspomnianym Helem. Rozumiem, że była to twoja przymiarka do pewnego kompromisu.

ROBERT SZYMAŃSKI: W prawdziwym życiu w zespole nie kalkuluje się takich rzeczy. Po prostu trzeba robić swoje. I mieć frajdę z tego, co się robi. Takiego wymyślania numerów „pod coś” sobie nie wyobrażam. Hallo to ja… powstało jako impuls, co prawda na bazie fascynacji muzyką lat 60., ale jednak impuls. Numer musi naturalnie z ciebie wypływać, musisz go czuć, bo jak zaczynasz kombinować na chłodno bez tego impulsu to nic dobrego z tego nie będzie… Nie ma dobrego rock’n’rolla bez emocji.  Bywają w branży takie przypadki, że różni ludzie próbują byle co wypromować.  A czasami nawet im się to udaje i nikt nie wie, dlaczego (śmiech). Generalnie - my wciąż jesteśmy rock’n’rollowymi robotnikami. Były okresy, że mieliśmy większe przychody z grania muzyki, ale nie wszystkie lata były tłuste. Powiem ci też, że odkąd istnieje Sexbomba nie było dotąd roku, żebyśmy nie zagrali chociaż kilku koncertów! Jednak często musiałem rozglądać się za jakimś innym zajęciem, oczywiście nie rezygnując z muzyki.

 ZA MAŁO

- Czy w ciągu tych kilkudziesięciu lat z Sexbombą – od drugiej połowy lat 80 -  miałeś ochotę też spróbować działać solo, tylko pod swoim nazwiskiem?

ROBERT SZYMAŃSKI: Nawet wydałem z synem i kolegami kilka lat temu singel, a do jednego kawałka nakręciliśmy teledysk, ale nie wyszło z tego nic więcej. Trudno jest zebrać dobry skład na regularne próby, przy tym nie grać koncertów i dodatkowo finansowo dźwigać produkcję nagrań, kiedy każdy muzyk w składzie ma własne, inne projekty. Dla mnie również taka działalność odbywała się kosztem mojego zaangażowania w Sexbombie, którą przecież założyłem z kolegami po to, żeby grać.

- Tym bardziej, że - jak można dostrzec - szeroka publiczność woli w rocku zespołowe, już od dawna sprawdzone „firmy” od solowych poczynań liderów. Potwierdza to w naszym kraju choćby przypadek Roberta Gawlińskiego, a przecież nagrał kilka świetnych płyt solowych,  w tym szczególnie niedoceniony Kalejdoskop. 

ROBERT SZYMAŃSKI:  Samo nagranie świetnych kawałków to jeszcze za mało żeby się przebić. Potrzeba jeszcze dużo pracy, uporu i uśmiechu losu, żeby pyknęło. Z drugiej strony, gdy obserwuję nasz rockowy rynek, zauważam, że znaczną popularność zdobywają osoby nic nie wnoszące do muzyki… No cóż, może to po prostu kwestia gustu.

- Na najnowszej płycie jako drugi wokalista wystąpił twój syn. Wcześniej nagrał własną płytę zespołu Tama, z twoją pomocą . Płyta, niestety, przepadła. Nie zniechęcił się?

ROBERT SZYMAŃSKI: Chyba nie. Jest bardzo utalentowany. Komponuje, pisze teksty, super gra na gitarze, basie i programuje. Dużo tworzy, chociaż ostatnio raczej do szuflady. Miał ciekawy zespół przez kilka lat, na bębnach grał w nim syn Krzyśka Ścierańskiego. Ale na pewnym etapie czegoś tam zabrakło. W muzyce nie ma nic na siłę, ale potrzebny jest upór i… trochę szczęścia.

NIE DAŁBYM RADY

- Mam wrażenie, że krajowe stacje radiowe zazwyczaj promują wykonawców wybieranych na jakichś dziwnych, bardzo subiektywnych zasadach. Kilka lat temu wśród radiowców panowała moda na „alternatywny pop”, choć artyści do niego zaliczani na koncertach często bywali  dość rockowi…

ROBERT SZYMAŃSKI: Moim zdaniem wytwórnie płytowe mają swój własny muzyczny świat, radiowcy również, tyle, że często zupełnie inny. A na dodatek publiczność ma jeszcze inne preferencje. Niełatwo to wszystko połączyć. Powtórzę: nie ma się co na to wszystko oglądać, trzeba grać swoje, być upartym i czerpać z tego radochę.

- Czy słuchasz powstającej obecnie na świecie muzyki rockowej? Najnowsza płyta Sexbomby jest tak zgrabnie utrzymana w stylu charakterystycznym dla twojej grupy, że po wysłuchaniu jej trudno odgadnąć. Na pewno produkcja wypada odpowiednio współcześnie.  Ale ogólnie biorąc krajowy rock – z wyjątkiem kilku reprezentantów czołówki jak na przykład słynny już na całym świecie Riverside - jakby coraz bardziej przestaje być na czasie. Nie chodzi mi tu o  pogoń za jakimiś najnowszymi zagranicznymi modami, ale o brzmieniowy klimat, który cały czas ewoluuje i stanowi w rockowej muzyce oczywisty dodatek do oryginalności, indywidualności… W ostatnich dekadach godny uwagi rock rzadko kiedy polega na artystycznych odkryciach, bo już prawie wszystko w takiej muzyce odkryto,  ale to muzyka na czasie, choćby dzięki sprawom produkcyjnym. Aktualna, nowoczesna - nawet gdy nawiązuje do przeszłości.

ROBERT SZYMAŃSKI: Staram się słuchać nowości rockowych ze świata. Ale jest ich tyle, że już nie śledzę tego, co powstaje, w takim stopniu jak to robiłem, powiedzmy, w latach 90. Nie dałbym rady. Jednak staram się docierać do nowych nagrań zespołów, które już wcześniej polubiłem, a które nadal potrafią nagrywać świetne płyty. Takich jak The Hives. No i ostatnio bardzo spodobała mi się najnowsza płyta Foo Fighters, But Here We Are. Na fali mojej fascynacji tym albumem kupiłem sobie ich „essential” i okazało się, że to najnowsze dokonanie Dave’a Grohla i spółki, jak na mój gust, przebija to co ponoć najlepsze z ich przeszłości! A co do klimatu związanego ze sprawami produkcyjnymi: czasy pandemii sprawiły, że wiele zespołów ma teraz swoje studia. Wiele kapel zakupiło sprzęt i rozpowszechniło się przekonanie, że można robić w warunkach „bardziej domowych” profesjonalnie, nowocześnie brzmiące płyty. Owszem, powstało trochę fajnych kawałków, ale niektórzy na zbyt długo ugrzęźli w swoich piwnicach wyłożonych gąbką. Ja uważam, że w warunkach domowo-piwnicznych pewnych brzmień nie da się po prostu osiągnąć. Żeby dobrze i nowocześnie brzmieć, trzeba mieć ogromną wiedzę o nagrywaniu  i trzeba mieć odpowiednie środki, żeby to brzmienie “ukręcić”. To nie są tanie rzeczy (śmiech). My przed nagraniem najnowszej płyty zrobiliśmy sobie nasiadówkę, bo były różne pomysły, jak mamy to nagrywać. I zwyciężyła opcja: nie chcemy po prostu gdziekolwiek zarejestrować kawałków, chcemy zawalczyć o nowoczesne brzmienie, czas skorzystać z najlepszych studiów nagraniowych w kraju. Dlatego kolejny raz zaangażowaliśmy Marcina Buźniaka, który ma ogromnego czuja i zna się na swojej robocie. Wcześniej pracowaliśmy razem przy nagraniach United Punk Orchestra i nad kawałkiem Dzisiaj jeszcze nie. Powiedzieliśmy mu, o co nam chodzi, a on zaproponował miejsca nagrań.

- Płyta rzeczywiście dobrze brzmi. Nagrywaliście  ją w warszawskim W Dobrym Tonie Studio czy w gdańskim Tall Pine Records, stworzonym przez  Łukasza Sieradzkiego „na podstawie standardów rodem ze Stanów Zjednoczonych”. A jak to było z gościnnym udziałem twojego syna, Adama Szymańskiego? 

ROBERT SZYMAŃSKI: Potrzebowaliśmy wsparcia wokalnego  w chórkach i wybranie Adama wydało  mi się czymś naturalnym. Jego głos bardzo się przydał. Natomiast nie wynika z tego, że powinniśmy poszerzyć skład o jeszcze jednego, stałego muzyka. Uważam, że w Sexbombie w dalszym ciągu mamy ciekawe pomysły, pasujące do naszego klasycznego składu. Sztuczna inteligencja kontra prawdziwa głupota  również to potwierdza.  Co do samych pomysłów, to też nie jest tak, że wszystkie nowe utwory opuszczają salę prób. W tej sali istnieje specjalne sitko, przez które nie wszystko przechodzi (śmiech). Nawet tak sobie czasami myślę, że może przez te wszystkie lata grania niekiedy niewłaściwe utwory na tym sicie zostawały…

- Nikt z nikąd jest starszy od reszty płyty, w  innej wersji ukazał się na rocznicowym, składankowym albumie Sexxbomba z 2007 roku. Wyjątkowo udane  jest, też nieco starsze od reszty nowej płyty , Dzisiaj jeszcze nie, które zaproponowaliście jako taki singlowy rekonesans, a które wcześniej pojawiło się na okolicznościowym albumie XXXV, wydanym trzy lata temu, o którym zresztą rozmawialiśmy w tamtych czasach na moim blogu.

ROBERT SZYMAŃSKI:  Nikt z nikąd w moim odczuciu świetnie przetrwał próbę czasu, więc bardzo chciałem go usłyszeć nagranego porządnie… Ma ciągle aktualny tekst, bo czy każdy z nas nadal nie jest tylko bezsilnym telewidzem? Uważam, że zgrabnie wyszło dołączenie tych starszych utworów do nowej płyty.

- Nowa płyta Sexbomby to przede wszystkim  punkowo pędzące, melodyjne utwory jak na twój zespół przystało, lecz też skłaniacie się ku bardziej balladowym brzmieniom, poprzedzającym „stadionowe” uderzenie w  Nikt z nikąd, a i nawet pozwalasz sobie na dawkę muzycznej liryki, z parlandem, na otwarcie Gdy  odejdę.

ROBERT SZYMAŃSKI: W pierwszej wersji Nikt z nikąd to był wyłącznie szybki, punkowy numer, ale być może pod wpływem tekstu wprowadziliśmy pewną modyfikację… Z kolei Gdy odejdę, to moim zdaniem kawałek, którego nam dotąd po prostu brakowało.

TAK BYM CHCIAŁ

- Wymieniasz w nim słynnych muzyków, którzy odeszli, w tym twoich ulubionych Ramones, z których pierwotnego składu już od lat nikt nie żyje. Chociaż w otwierającym album utworze Intro AI skorzystałeś ze sztucznej inteligencji, którą zresztą potem wykpiwasz w tytułowym utworze tego najnowszego longplaya, to jako autor tekstów koncentrujesz się na swego rodzaju punkowej publicystyce. Można odnieść wrażenie, że nadal traktujesz działalność z Sexbombą jako pewną misję. Wierzysz, że muzyka może jakoś odmienić  otaczający nas świat?

ROBERT SZYMAŃSKI: Dla mnie nagrywanie płyt to może nie misja, ale nadal bardzo przeżywam nagranie każdego albumu. Możliwe, że są muzycy, którzy traktują nagrania lekko, mówią: wystarczy co jakiś czas wpuścić jakiś numer do sieci, bo publiczność już nastawiona jest na inny typ słuchania. A ja uważam, że nadal za pomocą płyt możemy wypowiedzieć się bardziej kompletnie na ważne tematy, zaprezentować swoje poglądy w sposób pełny. Ważne rzeczy warto mówić, tym bardziej, że żyjemy w dynamicznie zmieniających się czasach i taki przekaz może dać do myślenia, skłonić do koniecznej refleksji, dodać komuś pozytywnej energii w działaniu. Razem, jako społeczeństwo wolnych, myślących ludzi stanowimy potężną siłę. Być może moje poglądy mogą niektórych drażnić, bo nie płynę z prądem. A z tym - jak śpiewam w Mniejszym źle – bywa tak: odmienne zdanie wywołuje agresję.

-Można twoją postawę zaliczyć na konto punkrockowej przekory. Czy rzeczywiście  zawsze wierzysz, że w obecnych smartfonowo-facebookowych czasach, czasach dziwacznych autorytetów i dyktatury „lajków” twoje teksty mogą jakoś wpłynąć na słuchacza?  Pytasz kiedy ludzie będą lepsi  i puentujesz to szyderczym albo po prostu realistycznym może jutro, lecz dzisiaj jeszcze nie… Wyśmiewasz teraz tak bliską jakiegoś szaleństwa modę na ekologię w Eko i unplugged, szydzisz z wyborów, które dzisiejsza klasa polityczna uczyniła w jakimś stopniu groteską (w Mamy problem słyszymy: Wiedzą, co jest dla mnie dobre, dużo lepiej niż ja sam) i nabijasz się z kultu „mniejszego zła” w piosence o tymże tytule...  Album jednak kończysz  smętnym  zwierzeniem, powtarzając słowa zaczerpnięte z piosenki Nikt z nikąd:  Czasami staję i ogarnia mnie zwątpienie, i czuję pustkę wokół mnie, bo tak naprawdę ciągle jestem zagubiony i bezsilny.

ROBERT SZYMAŃSKI: Nie wiem, czy te teksty mogą wpłynąć na słuchacza… za mojego życia. Ale mam już po pięćdziesiątce i nigdy dotąd nie było tak fatalnej  i zarazem dynamicznej sytuacji:  pandemia covidowa i lockdown, później zdmuchnięte jednego dnia z nagłówków za sprawą pełnowymiarowej rosyjskiej agresji na Ukrainę. Konflikt zbrojny tuż przy wschodnio-południowej granicy Polski, a równocześnie wojna hybrydowa na naszej granicy z Białorusią, w planie ogólnym: szturm migrantów na Europę, lokalne konflikty, w tym przerażająca wojna w strefie Gazy, kryzys Unii Europejskiej, coraz bliższe wojennej ścieżki stosunki Rosja – NATO… i to wszystko masz każdego dnia w swoim własnym telefonie! Z drugiej strony: wojna w Ukrainie – co by nie powiedzieć – raczej nie poszła jak dotąd po myśli agresora, chociaż nadal może się różnie skończyć.

- W sprawy polityki międzynarodowej w swoich tekstach raczej nie wnikasz.

ROBERT SZYMAŃSKI: Unikam powtarzania w tekstach bieżących informacji z mediów. Co innego wywiad czy rozmowa. Nie chcę, żeby twórczość Sexbomby była kontynuacją wiadomości z różnych kanałów informacyjnych. Uważam, że to byłoby niedorzeczne. Słowa utworów muszą mieć pewną wagę, uniwersalność, ponadczasowość. Chciałbym, aby nasze płyty dawały nadzieję i łączyły ludzi w czasach, w których większość dzieli się pod byle pretekstem. Czuję również, że pewne zagrożenia społeczne są generowane na poziomie propagandowym a nie – realnym. Może to jakieś sondowanie nastrojów społecznych i nastawienia potencjalnego przeciwnika: jak daleko mogę się posunąć?

- Na bieżąco unikasz angażowania się w regularną politykę, a zdarza się to w różnym stopniu niektórym naszym rockowym artystom, nie tylko Pawłowi Kukizowi i muzykom Big Cyca.

ROBERT SZYMAŃSKI:  Coraz trudniej jest mi wierzyć w słowa aspirujących do objęcia władzy. Tak łatwo i lekko zmieniają po wyborach głoszone wcześniej  publicznie poglądy. Większości zależy wyłącznie na własnym, dostatnim życiu. Dlatego dziwię się kolegom muzykom popierającym takie osoby. Może moje teksty pozwolą komuś spojrzeć na pewne ważne sprawy z innej perspektywy? Nie namawiam w nich do niczego złego, co najwyżej do myślenia i traktowania inaczej myślących po prostu jako takich samych ludzi - tyle, że o innych poglądach. Innym ludziom z zasady życzę dobrze, ale w relacjach stosuję zasadę wzajemności.

- Jednak są tacy ludzie, których popierasz: dowodem Jedziemy na zlot.

ROBERT SZYMAŃSKI: Ten kawałek to taki rodzaj podziękowania. W ostatnich latach graliśmy wielokrotnie na zlotach motocyklowych i zawsze bardzo serdecznie nas tam przyjmowali, jak rodzinę. Podoba mi się ich podejście do życia, rzeczywistości - mają pewien luz i pasję.

- Wróćmy do tego, jak powstawała najnowsza płyta. Nagrania rozciągnęły się wam od sierpnia do listopada 2023 roku, a bodaj najbardziej chwytliwy, wspomniany  utwór Dzisiaj jeszcze nie utrwaliliście wcześniej, o czym już zresztą była mowa.

ROBERT SZYMAŃSKI: Brzmiał solidnie, nagrany był już w obecnym składzie, z Marcinem Buźniakiem w roli producenta, więc doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu nagrywać go ponownie. Stał się też numerem wokół którego powstała cała płyta. Poza tym był już znany koncertowo i nawet był numerem jeden na liście Turbo Top Antyradia. Ludzie śpiewają go razem z nami na koncertach. Przebił się już przed ukazaniem się płyty. Tak sobie myślę, że są na tej płycie inne utwory, które mają szansę trafić do ludzi. Przynajmniej tak bym chciał.

- Sztuczna inteligencja to pierwszy album nagrany w całości  przez skład Szymański, Gortatewicz, Welcel, Traczyk, skład z nowym perkusistą, który miał swoją „wizytówkę” w zestawie "studio" albumu XXXV. Może porozmawiajmy o powstawaniu utworów na płytę Sztuczna inteligencja kontra prawdziwa głupota.  Czy coś zmieniło się, jeśli chodzi o styl pracy, przy okazji tej sesji? Bo gitara Macieja Gortatewicza także tym razem wspaniale zapewnia mocną, stylową oprawę utworów. W ogóle płyta jest udana, dobrze brzmi i wyjątkowo pasuje do twojej deklaracji z początków Sexbomby: Postanowiliśmy, że będziemy czad grali.

RAZ DO ROKU

ROBERT SZYMAŃSKI: Muzykę nadal podpisujemy wspólnie, ale w praktyce to jest bardziej skomplikowane. Praca nad niektórymi kawałkami zaczynała się od świetnych riffów Maćka, do których ja układałem linie wokalne. Inne zaczynały się – od pomysłów Piotrka Welcela, często  już z gotową linią wokalną. Hubert też miał okazję dołożyć jeden swój kompletny pomysł. Były wreszcie również moje pomysły na nowe utwory. Czyli muzyka powstawała dość kolektywnie, ale nie w tym sensie, że każdy kawałek komponowaliśmy wspólnie. Po prostu każdy na miarę swoich możliwości starał się dołożyć od siebie do tej płyty, co miał najlepszego.

- Skoro nagrania przeciągnęły się do czterech miesięcy, musiały być przerwy w pracy nad albumem. Było to ułatwienie czy utrudnienie?

ROBERT SZYMAŃSKI: Pierwszy raz nagrywaliśmy płytę tak długo. Rozciągnęło się nam samo nagrywanie, a potem jeszcze doszło długotrwałe miksowanie kawałków. Po wszystkim uważam, że wyszło to tylko na dobre, bo pozwoliło zachować dystans do powstającej muzyki. Jednak w trakcie prac pojawiały się pewne  nerwowe momenty związane bezpośrednio z dłuższym czasem powstawania nagrań.

- Dużo gracie koncertów?

ROBERT SZYMAŃSKI:  Sporo. Po covidzie wskoczyliśmy o oczko wyżej, jeśli chodzi o ich liczbę. Można nas usłyszeć w każdym dużym mieście raz do roku, a w niektórych nawet częściej.

- To może jeszcze o twojej zmianie wyglądu. Tak długie włosy jak obecnie miałeś w początku lat 90. Jak na to reagują fani? Ramones nosili długie włosy, ale przyjęło się, że punkowcy nie są długowłosi, choć i u nas zdarzają się konsekwentne wyjątki od tej reguły, basista Proletaryatu, Dariusz Kacprzak, przez cała karierę ma imponujące „afro”.

ROBERT SZYMAŃSKI: Jeszcze nie osiągnąłem długości z czasów, o których wspomniałeś (śmiech). A fani to dobrze oceniają. Podczas rozmów, często upominają mnie: nie obcinaj tych włosów. Ale ta długość już trochę mi przeszkadza, gdy na rowerze jeżdżę (śmiech). Przy okazji pozdrawiam Kacpra z Proletaryatu.

 Gdy spotkałem się z Robertem Szymańskim, rozmawialiśmy nie tylko o muzyce i Sexbombie, pogadaliśmy też o naszych lekturach, bo Robert nadal należy do mniejszości czytającej książki.


Po autoryzacji powyższego wywiadu dowiedziałem się, że już powstaje kolejna płyta Sexbomby, która może okazać się niezłym zaskoczeniem dla wielu fanów. Robert puścił mi kilka utworów, ale pod warunkiem, że na razie wrażenia zachowam dla siebie. 

PS. Dziękuję Ani za zdjęcia.    

 

Komentarze

Prześlij komentarz

Wszystkie komentarze są moderowane.

Popularne posty z tego bloga

Nie będę psuł legendy. Rozmowa z Andrzejem Nowakiem.

  Jest naprawdę śliczny   – zapewnił mnie Andrzej Nowak podczas naszej rozmowy w końcu czerwca. A chodziło o jego najnowszego Harleya-Davidsona, model cywilny z 1942 roku, którego z pomocą teścia skompletował i który powiększył jego i tak już imponującą kolekcję motocykli tej legendarnej marki. Andrzej rozmawiał ze mną przez telefon siedząc obok Harleya w swoim warsztacie, wyjątkowo ważnej części jego – jak mawia - „posiadłości” pod Głubczycami, gdzie od lat mieszka z żoną, Justyną, pod ochroną swoich ukochanych pitbulli.

Coś ze mnie

Przyznam, że niemile zdziwiło mnie, gdy jeden z autorów polskiego „Metal Hammera” zaczął publikować bloki swych recenzji płytowych pod nagłówkiem Przesłuchanie. Akurat tak się składa, że ów nagłówek do prasy wprowadziłem już w pierwszym numerze „Tylko Rocka”, w 1991 roku. I pod tym nagłówkiem ukazywały się przez przeszło dekadę istnienia tego pisma, jak też ukazują się od 2004 roku na łamach „ Teraz Rocka ”, rezultaty moich rozmów z krajowymi muzykami rockowymi (choć był i Ray Manzarek). Rozmów o ważnych dla nich nagraniach i płytach (dodam, że zasadniczo tu chodzi o te zrealizowane przez innych artystów).